Stereotypy o weganizmie: weganizm jest trudny

Kiedy tylko Stefan otworzył oczy, oblał go zimny pot. To miał być kolejny dzień walki. Heroicznej – dodajmy – walki z apetytem na kurczaka. Walczył tak od dziesięciu lat, odpychając kolejne pokusy. Uciekał przed widokiem mięsa, szerokim łukiem omijał dział jogurtów i serów. W nocy dręczyły go jajecznicowe koszmary. Ale trwał na posterunku. Siła woli była jego tarczą. Smagany pragnieniem boczku, sera żółtego i kefiru tęsknił, ale nie dawał za wygraną. Czy tak wegan postrzegają nieweganie mówiąc: „Ja cię podziwiam, bo ja bym tak nie mógł”?

Karykatura karykaturą, ale wśród niewegan panuje przekonanie, że weganizm jest trudny, bo ma wymagać codziennych wyrzeczeń: weganin Stefan codziennie ma odmawiać sobie produktów odzwierzęcych, które przecież tak bardzo lubił. Ma to przypominać powtarzany w nieskończoność eksperyment z białym niedźwiedziem.  Badacz mówi uczestnikowi eksperymentu: „Masz jedno zadanie – nie myśl o białym niedźwiedziu.” I o czym uczestnik będzie teraz myślał przede wszystkim? Jeśli porównalibyśmy weganizm z dietą odchudzającą,  to skoro kogoś, kto się odchudza dręczą wizje czekolady i frytek, weganina na pewno prześladuje smak i zapach ulubionych dań z mięsa, nabiału i jaj.

W tym stereotypie jest ziarno prawdy, ale … tylko ziarno. Przedstawiony obraz weganizmu jest niepełny i zniekształcony. Czego w nim brakuje i co jest przekręcone?

Po pierwsze, dieta roślinna jest tylko częścią weganizmu. Patrząc całościowo, weganizm definiuje się jako postawę szacunku wobec wszystkich zwierząt (poza prostymi organizmami niezdolnymi do odczuwania, takimi jak koralowce). Szacunek ten zdecydowanie wychodzi poza krąg zwierząt domowych. Oczywisty dla większości sprzeciw wobec krzywdzenia psa czy kota rozciąga się po prostu na zwierzęta, które nasza kultura niespecjalnie bierze pod uwagę. Weganizm jest postawą, która łączy poglądy z praktyką podobnie jak szacunek wobec psa łączy sprzeciw wobec krzywdzenia psa z niekrzywdzeniem go. Szacunek nie odnosi się do dokonań, ale do zdolności do odczuwania bólu i do cierpienia. Szacunek wyklucza przemoc, albo bardzo ją utrudnia: możemy mieć opory nawet, kiedy mamy uderzyć w samoobronie.

Kiedy zdamy sobie sprawę, że krzywdzenie świni, kury czy krowy jest tak samo złe jak krzywdzenie psa, jesteśmy już weganami w sferze poglądów. Dołączenie do tego zachowania, które odzwierciedla te poglądy jest czymś logicznym, zrozumiałym i pożądanym i powinno być tylko kwestią czasu (niezbyt długiego). Oczywiście brak odpowiednich przyzwyczajeń sprawia, że musimy szereg rzeczy na nowo zorganizować, albo przeorganizować, ale jeśli uważamy to za słuszne, to etyczna motywacja pomoże nam szukać i znaleźć odpowiednie rozwiązania.

Istnieją badania, które podpowiadają, że motywacja etyczna pozwala podtrzymać nasze nowe zachowanie dłużej niż bardziej chwiejne motywacje dietetyczne. Stefan, który przeszedł na weganizm chcąc być fair wobec zwierząt będzie weganinem dłużej (mamy nadzieję, że na dobre), niż Jola, która szuka diety do budowania tkanki mięśniowej czy Marek, która wypróbowuje, która dieta najłatwiej pozwoli mu utrzymać szczupłą, chłopięcą sylwetkę. Wreszcie psychologia pozytywna mówi, że jesteśmy bardziej szczęśliwi żyjąc w zgodzie z naszymi wartościami, a większość z nas nie chce przecież świadomie zadawać zwierzętom cierpienia.

Weganizm to nie tylko dieta, a więc co jeszcze? Szacunek wobec zwierząt skłania nas także do noszenia ubrań, które nie są zrobione ze skóry, wełny futra czy jedwabiu. W drogerii wybieramy kosmetyki i środki czystości niezawierające produktów odzwierzęcych i nietestowane na zwierzętach. Wybierając rozrywkę omijamy cyrk ze zwierzętami, delfinaria, ogrody zoologiczne. Jeździmy na rowerze zamiast na koniach, słoniach czy wielbłądach. Tak jak nie wyobrażaliśmy sobie dotąd jedzenia psów czy noszenia futra z kota, podobnie odnosimy się do produktów z innych zwierząt. Niektórzy mówią, że to nie ma sensu, bo produkty z rzeźni znajdziemy też w asfalcie, gumie i farbach, a lekarstwa są testowane na zwierzętach. To jednak trochę tak, jakby mówić, że nie ma sensu być fair wobec ludzi tam, gdzie to możliwe, skoro zawsze znajdą się produkty wytworzone kosztem wyzysku ludzi w krajach rozwijających się. Tam, gdzie mamy wybór, dokonujmy dobrych wyborów.

Weganin Stefan odganiający rok za rokiem pokusę boczku, żółtego sera czy kefiru to zniekształcony obraz weganizmu. Stefan nie musi cały czas używać silnej woli nie tylko dlatego, że świnia, krowa czy kura nie różni się dla niego od psa. Jest też tak dlatego, że zachowania, które wykonujemy codziennie, a więc na przykład to, co jemy na śniadanie, obiad czy kolację są nawykami żywieniowymi. Weganin przechodząc na dietę roślinną faktycznie na początku będzie robić rzeczy nowe i będą one wymagać większego wysiłku umysłowego, podobnie jak wybranie nowej trasy z pracy do domu, ale po jakimś czasie, to co nowe stanie się „stare” i wejdzie w nawyk. Wtedy nie będzie wymagać większego myślenia, niż to, co robiliśmy wcześniej.

Reporter gazety New York Times zebrał najważniejsze badania dotyczące nawyków i napisał bestseller przetłumaczony na 31 języków pt. „Siła nawyku”.  Rozbiera w niej nawyk na czynniki pierwsze opisując tak zwaną pętlę nawyku. Nawykowe zachowanie rozpoczyna się wskazówką (może nią być pora dnia), która zachęca nas do podjęcia nawykowego zachowania, a kończy się nagrodą, dla której to zachowanie było zrealizowane. W przypadku jedzenia wskazówką może być właśnie pora dnia, zachowaniem będzie oczywiście jedzenie, a nagrodą – tu możemy się zdziwić – mogą być bardzo różne rzeczy. Najbardziej oczywiste to zaspokojenie głodu, czy zjedzenie czegoś smacznego, ale także dbanie o zdrowie, odstresowanie się, zrelaksowanie się, spędzenie czasu z rodziną czy przyjaciółmi.

Wszystkie te „nagrody” możemy osiągać na diecie roślinnej, warto sobie tylko uświadomić po co w danej chwili sięgamy po jedzenie. Planując dietę roślinną powinniśmy więc znaleźć produkty lub dania, które są sycące, smaczne, zdrowe, przypominają nam nasze „comfort food”, mogą posmakować naszym bliskim czy zaimponować znajomym.  Nie muszą być wszystkim naraz, bo nie zawsze chcemy, żeby spełniały wszystkie te warunki. Sycąca kanapka z hummusem nie musi nadawać się na instagrama, a pyszny koktajl nie musi być równocześnie sycący, i tak dalej. Podobnie rzecz się ma z ubraniami – co innego do uprawiania sportu, co innego do pracy, co innego na uroczysty ślub.

Ponieważ na początku możemy być wciąż pod wpływem starych nawyków, które w momencie wystąpienia wskazówki (określona pora dnia czy napad głodu) mogą dawać o sobie znać, w uczeniu się nowych nawyków bardzo pomoże nam planowanie. A więc na początku faktycznie włożymy trochę pracy, ale potem nasze nowe nawyki będą jak dobrze dopasowane buty (oczywiście nie ze skóry). Jeśli więc wiem, że w ciągu dnia lubię zjeść coś słodkiego, zaplanuję sobie wcześniej słodkie przekąski (np. daktyle, czy gorzką czekoladę). Jeśli wiem, że na obiad chcę zjeść coś bardzo sycącego, zaplanuję i ugotuję lub kupię wypróbowane wcześniej dania.

Tak więc to, co nieweganom wydaje się trudne, w rzeczywistości stając się nawykiem robi się proste, wręcz automatyczne. Jest jednak inna rzecz, na którą warto zwrócić uwagę. Są to relacje z otoczeniem. Ludzie na wieść o weganizmie Stefana zachowują się różnie. Starzy znajomi się przyzwyczaili, w końcu jest jaki jest już od 10 lat. Niektórzy dzięki niemu też przeszli na weganizm. Są też tacy, którym to przeszkadza – albo nie lubią odmienności, albo obecność Stefana wzbudza poczucie winy, albo mają jeszcze inny powód, którego nie odkryją przed Stefanem.

Mogą zachowywać się bardzo uprzejmie albo bardzo nieuprzejmie, czasami złośliwie, czasami protekcjonalnie (“ten Stefan to strasznie wrażliwy”). Właśnie w relacjach międzyludzkich jest czasem więcej trudności niż w zmianie jednych nawyków na inne. Polecam spotkanie z psycholożką Joanną Bylinką-Stoch, które zorganizowało Stowarzyszenie Empatia pt. “Jak być weganinem wśród niewegan?”. Oprócz, dobrej, etycznej motywacji, zwiększonego planowania na samym początku, przyda się nam dawka wiedzy i pozytywnego nastawienia.

Czytaj dalej: