Zoo: Kiedy to się wreszcie skończy?

Pamiętacie jeszcze Harambe? Pytam, bo media coraz bardziej przypominają cyrk na kółkach (z ludźmi i zwierzętami). Coraz rzadziej przekazują zrównoważone informacje o świecie, coraz częściej wypluwają sensacje i skandale. W potopie świeżych newsów, fala najnowszej sensacji zalewa poprzednią i oszołomieni zapominamy co było wcześniej.

Przypomnę więc, że Harambe był siedemnastoletnim gorylem, który mieszkał w ogrodzie zoologicznym w Cincinnati. Nie byłoby w tym nic sensacyjnego – w końcu jesteśmy przyzwyczajeni do wystawiania dzikich zwierząt dla zaspokojenia ciekawości ludzi – gdyby małe dziecko nie okazało się być bardziej ciekawe niż inni i, wykorzystując parosekundową nieuwagę matki, nie dostało się na wybieg goryli.

Jako że słowo “nie” utrudnia czasem zrozumienie, dokończę zdaniem twierdzącym: po tym jak czterolatek pokonał dość łatwą przeszkodę w postaci rzędu krzaków, natrafił na betonową ścianę, po której ześlizgnął się prosto do płytkiej fosy otaczającej wybieg goryli. Do fosy wszedł Harambe zainteresowany niespodziewanym gościem. Na przemian przyglądał się chłopczykowi, stał nad nim, a także – co można zobaczyć na video – chwycił go za rękę i ciągnął przez fosę. Tłum przyglądający się sytuacji zachowywał się głośno. Ludzie byli zaskoczeni, przerażeni i kto wie, może też podekscytowani niespodziewanym show. Pewnie robili zdjęcia. Ktoś zrobił video, które potem pojawiło się na internecie. Dziś bez digitalizacji doświadczenie jest uznawane za niekompletne, czasem wręcz za w ogóle nieprzeżyte.

Po 10 minutach pracownicy zoo zastrzelili Harambe. Po dwóch dniach dyrektor placówki tłumaczył się gęsto na zorganizowanej przez siebie konferencji prasowej. Bynajmniej nie z tego, że na terenie jego zoo zabezpieczenie wybiegu było tak słabe, że mógł je bez problemu pokonać czterolatek. Dyrektor tłumaczył się z decyzji o zabiciu Harambe. Incydent, którego rezultatem była śmierć goryla, wzbudził protest wielu ludzi. Jedni uważali, że goryl nie miał złych zamiarów i że na pewno nic by się nie stało (chyba pomylili dzikie zwierzę, które znalazło się w totalnie nowej i stresującej sytuacji do postaci z filmu rysunkowego).

Inni sądzili, że można było unieszkodliwić Harambe środkiem usypiającym (choć dyrektor zoo stwierdził, że środek usypiający nie działa od razu i w pierwszej fazie może nawet pobudzić zwierzę). Byli też tacy, tych gniewu dyrektor bać się nie musiał, którzy zrzucili całą winę na matkę (a nawet na nieobecnego przy zdarzeniu ojca, za którego kryminalną przeszłość z zapałem zabrał się brytyjski tabloid DailyMail). Autorka petycji żądającej postawienia zarzutu zaniedbania matce chłopca zebrała w ciągu dwóch tygodni ponad 500 tysięcy podpisów i była bardzo niezadowolona, kiedy Prokurator Hrabstwa Hamilton, Joe Deter, ogłosił, że matce dziecka nie zostaną postawione żadne zarzuty, gdyż był to wypadek. Ta sprawa ma też rasistowskie dno, o którym opowiem w innym poście.

Wracając do Harambe, jestem ciekawa, czy tyle sprzeciwu wzbudziłaby jego śmierć gdyby był krokodylem. Prawdopodobnie śmierć gada przeszłaby bez większego echa, gdyż sympatia koreluje ze współczuciem dużo lepiej niż lęk jaki wzbudza zwierzę. Ale czy ta sympatia dla Harambe nie jest dość powierzchowna? Czy podziw dla dorodnego gorylego samca nie jest zbyt mocno połączony z zaspokajaniem ciekawości?: ciągle za ważny argument na rzecz chodzenia do zoo i zabierania tam dzieci podaje się przekonanie, że zobaczyć na żywo to zupełnie coś innego (lepszego) niż zobaczyć na filmie.

Tyle że chodząc do zoo, popieramy instytucję, która ze zwierząt czyni eksponaty. Tak zresztą nazywają je dyrektorzy takich miejsc, dumni ze swoich hodowli i „kolekcji” zwierząt. Na usprawiedliwienie swojej działalności kierownicy takich placówek podpierają się ochroną zagrożonych gatunków. Niestety większość zwierząt urodzonych w niewoli nigdy nie trafi na wolność. Nawet gdyby ktoś zechciał je wypuścić nie poradzą sobie, bo rodzice nie mogli im przekazać umiejętności gwarantujących przetrwanie.

Z drugiej strony, wraz ze wzrastającą populacją ludzi na ziemi, kurczą się naturalne środowiska, gdzie mieszkają zwierzęta gatunków, którym grozi wyginięcie. Winna jest nie tylko bezwzględna liczba ludności ale także jej apetyt na mięso, mleko i jajka. O ile sama produkcja żywności nieodzownie wiąże się z wykorzystywaniem ziemi i wody, o tyle produkcja żywności pochodzenia zwierzęcego czyni to bardzo nieekonomicznie krzywdząc zarówno zwierzęta poddawane hodowli i zabijaniu, jak i zwierzęta dzikie, którym odbiera tak dużo miejsca do życia. Ogrody zoologiczne stają się arkami Noego, które doświadczają potopu wciąż przybierającego na sile.

Jedynym sensownym kierunkiem ratowania bioróżnorodności jest inwestowanie w ochronę środowiska naturalnego: bezpośrednio poprzez obejmowanie miejsc ochroną, tworzenie rezerwatów, itp.; oraz pośrednio: poprzez promowanie bardziej oszczędnego stylu życia, w szczególności promowanie diety roślinnej i niemarnowania żywności. W żadnym wypadku nie jest to utrzymywanie arek Noego z zamkniętymi w nich na zawsze zakładnikami, takimi jak Harambe.

Amerykański etolog Mark Bekoff w eseju opublikowanym na stronie Scientific American stwierdza, że w debacie o śmierci Harambe należy cofnąć się o jeden krok i zadać inne pytanie: Po pierwsze, dlaczego Harambe w ogóle był w zoo? Bekoff postuluje, by w przyszłości ogrody zoologiczne zaprzestały rozmnażania zwierząt i zmieniły swój status z hodowli na opiekę nad zwierzętami urodzonymi w zoo i niezdolnymi do życia na wolności.

Z czasem ogrodów zoologicznych byłoby coraz mniej, aż do ich całkowitego wygaśnięcia, a zaoszczędzone pieniądze można by wydawać na ochronę populacji dziko żyjących zwierząt. Oto kierunek, w którym powinniśmy podążać.

P.S. Ogrodowi w Cincinnati radziłabym poważnie przyglądnąć się ogrodzeniom. Musi z nimi być coś nie tak, skoro mały urwis bez większego problemu przedostał się na wybieg. Dziecku na szczęście nic się nie stało. Jednak ktoś inny – Harambe – przypłacił to życiem. Stracił wszystko co miał. Jego bliscy na pewno mocno to przeżyli. O tym jednak media już nie napisały.

Czytaj dalej: