Jak skutecznie nie przejść na weganizm? Poradnik – część 2

W dzisiejszych niespokojnych czasach, gdzie za każdym rogiem może czaić się człowiek, który bezpardonowo wręczy nam prowegańską ulotkę, potrzeba przewodnika, swoistego kursu werbalnej samoobrony staje się coraz bardziej paląca. W tym poście przedstawiam drugą część wytycznych, które stanowią skromny wkład do literatury samopomocowej w tym zakresie.

Wytyczna 3 Uszczelnić szufladę z empatią

Empatia to bardzo przydatna i potrzebna zdolność nabyta w toku ewolucji. Wbrew oskarżeniom wegan, empatię posiadają wszyscy (za wyjątkiem osób z zaburzeniami osobowości) i używają jej z powodzeniem w kontaktach międzyludzkich. W końcu zdolność wczuwania się w czyjąś sytuację sprawia, że jesteśmy bardziej skłonni do pomocy, a taka sama zdolność u innych pozwala nam mieć nadzieję, że w razie potrzeby sami taką pomoc otrzymamy. Jest empatia emocjonalna (możemy podobnie odczuwać) i empatia poznawcza (umiemy wyobrazić sobie siebie w sytuacji drugiej osoby). Empatia pomaga zrozumieć czym jest czyjaś krzywda i cierpienie.

Najbardziej oburza zadawanie krzywdy słabszym, szczególnie dzieciom, ale i zwierzętom. Tak jak była już mowa w wytycznej nr 2, nie ma w społeczeństwie zgody na okrucieństwo wobec zwierząt: jest Ustawa o ochronie zwierząt, są kary za okrucieństwo wobec zwierząt, zaś nasza opinia publiczna patrząc na to, co Azjaci robią z psami, często i dobitnie wyraża kategoryczne wnioski na temat jakości ichniejszej kultury.

Niestety i w tym obszarze trzeba zmagać się z oskarżeniami wegan, którzy kwestionują jakość niewegańskiej empatii, a czasem wręcz sugerują, że nieweganie empatii w ogóle nie posiadają. Zachowują się tak, jakby nie rozumieli, że kurczak to kurczak, wołowina to wołowina, a pies to przyjaciel człowieka. Dlaczego empatia miałaby być rozpatrywana w takich samych kategoriach w stosunku do kurczaka i krowy jak wobec kota i psa?

Przecież te pierwsze to zwierzęta gospodarskie, a te drugie to zwierzęta domowe. Zaświadczają o tym miliony kurzych piersi w kanapkach, wołowych steków na patelniach, jajek w ciastach i mleka w kartonach oraz miliony kotów na kolanach i psów na kanapach. Empatię wobec zwierząt gospodarskich powinny po prostu załatwiać przepisy regulujące postępowanie z tymi zwierzętami.

Ale sprawa się tak łatwo nie kończy, bo jak zatrute strzały z łuków lecą w kierunku niewegan analogie między postępowaniem Azjatów wobec psów, a postępowaniem Polaków, czy szerzej Europejczyków, wobec świń. Że niby tam psy są zwierzętami gospodarskimi i jeśli europejscy nieweganie uważają, że etykieta „zwierzę gospodarskie” załatwia sprawę europejskich świń, to europejskie oburzenie na azjatycki stek z psa jest nieuzasadnione.

Jeśli  zaś to oburzenie jest uzasadnione, to znaczy, że sama etykieta nie wystarcza i regionalnym podziałem na „te do zjadania” i „te do kochania”, sprawy empatii tak łatwo załatwić się nie da. Jakaś konsekwencja powinna obowiązywać. Powinniśmy zatem (1) albo przeciągnąć empatię na stronę braku empatii wobec wszystkich zwierząt (wszystkie zwierzęta mogą skończyć jako gospodarskie) lub odwrotnie, (2) poszerzyć zasięg naszej empatii na wszystkie zwierzęta zdolne do cierpienia i chcące żyć (skoro pies to i świnia).

Do tego wszystkiego, weganie spieszą dodać, że nie można usprawiedliwić tej niekonsekwentnej empatii potrzebą jedzenia produktów odzwierzęcych. Owszem, wycofanie empatii może być niezbędne, gdy nie mamy innego wyjścia. W historii naszego gatunku tak nieraz bywało i bywa, że nie ma wyjścia i trzeba zabić, żeby przeżyć. No właśnie, Eskimosi i nie tylko.

Niestety weganie kontratakują, jak rycerze Jedi, twierdząc, że Eskimosi to jedno, a Polska to jednak nie Biegun Północny i potrzeba produktów odzwierzęcych nie występuje, bo dostępne są produkty roślinne i witamina B12 w aptece, które swobodnie dostarczą nam odpowiednich składników odżywczych. Ręce opadają.

Ciężka jest ta przeprawa z weganami i ich argumentami, dlatego lepiej nie wchodzić z nimi w dyskusję i uszczelnić niewegańską szufladę z empatią. Refleksja nad zwierzętami typu kurczak, krowa czy świnia wychodząca poza nasze standardowe podejście i kulinarne skojarzenia, może się źle skończyć dla niewegańskiego status quo. Trzeba się mieć na baczności.

 

Wytyczna ostatnia, nr 4 – To wina wegan

Jest zapewne jeszcze wiele możliwych do napisania wytycznych. Niewątpliwie specjaliści będą je sukcesywnie opracowywać i wzbogacać zasób literatury samopomocowej. Jest jednak jedna wytyczna, która działa jak uniwersalny klucz do wszystkich drzwi. Brzmi ona: zwalić winę na wegan.

Genialny w swej prostocie przepis sprawdzi się zarazem u osób zmęczonych słownymi utarczkami z weganami jak i u tych, które nie chcą przez to wszystko przechodzić i wolą od razu wytoczyć najcięższe działa.

Każdy ma wśród fejsbukowych znajomych (albo przynajmniej wśród znajomych znajomych) weganina, który raz za razem wrzuca na swój profil filmiki z rzeźni nakręcone akurat w momencie, gdy coś poszło nie tak, gdy zwierzę nie zostało poprawnie ogłuszone lub gdy jakiś prymitywny pracownik skopał świnię, uderzył łopatą krowę pomleczną, czy złamał skrzydło kurze poniosce. Weganin taki twierdzi następnie, że tak wygląda rzeźnia na co dzień, choć wiadomo, że przepisy Ustawy tego zabraniają.

W pakiecie zostaje dodany oskarżycielski tekst w stylu „To Twoje mięso tak krzyczało” albo „Ten horror trwa nadal, bo Ty chcesz pić mleko, jeść sery i jajka.” Weganin ewidentnie i na siłę chce wywołać poczucie winy, żeby człowiek skulił się w sobie, a najlepiej poddał się karze chłosty. A przecież odpowiedzią na łamanie Ustawy o ochronie zwierząt powinno być skuteczniejsze wdrażanie tej Ustawy, także w rzeźni, a nie przechodzenie na weganizm!

Niestety tylko niektórzy weganie posługują się szantażem emocjonalnym czy argumentami, którym brakuje logiki. Część wegan, i to na nich trzeba najbardziej uważać, używa cięższych argumentów, które mogą zagrozić skuteczności Wytycznej nr 4. Lepiej o tym wiedzieć od razu i poznać przeciwnika niż dać się zaskoczyć.

No więc co jest rzeczywiście nie tak z tą rzeźnią? Ubój zwierząt to zjawisko masowe. W samej Polsce odbywa się na ponad 800 milionach ptaków i ssaków rocznie. 800 milionów rocznie to blisko dwa miliony dwieście tysięcy zwierząt zabijanych każdego z 365 dni w roku. Jeśli mielibyśmy odjąć niedziele, to wyszłoby blisko dwa miliony osiemset tysięcy zwierząt zabijanych dziennie (rybołówstwo trzeba liczyć osobno, gdyż dostępne statystyki operują tonami, a nie liczbą zwierząt).

Kontrole ubojni są wyrywkowe i dotyczą tylko pewnego odsetka rzeźni. Nie ma w tym nic dziwnego, w żadnym sektorze kontrole nie dotyczą wszystkich zakładów i nie są prowadzone 24 godziny na dobę (wprowadzenie CCTV daje złudzenie pełnej kontroli, bo przecież ktoś musiałby oglądać wszystkie te nagrania z 365 dni w roku minus niedziele). Łamanie przepisów nie dzieje się tylko za sprawą sadystycznych pracowników. W grę wchodzą czynniki bardziej przyziemne: presja czasu, oszczędności (np. brak regularnej konserwacji i naprawy urządzeń), wadliwe urządzenia do ogłuszania, rotacja pracowników, braku większego doświadczenia u pracowników zajmujących się ubojem, czy niedobory kadrowe w podmiotach dokonujących kontroli.

Wszyscy wiemy jak wygląda łamanie przepisów Ustawy dotyczących przetrzymywania i uboju karpi w sklepach przed Świętami Bożego Narodzenia, a dzieje się to w biały dzień (dlatego wszyscy o tym wiemy). Ubój ssaków i ptaków w rzeźni odbywa się w zakładach, gdzie osoby postronne nie mają dostępu. Czy zatem optymistyczne wnioski na temat możliwości skutecznego wdrażania przepisów Ustawy w tych miejscach są uprawnione?

Wielu wegan niesłusznie twierdzi, że tylko roślinna dieta może zapewnić zdrowie i uleczyć z wielu chorób. Równocześnie demonizują oni produkty pochodzenia zwierzęcego. Od razu widać, że to propaganda szyta grubymi nićmi. Tacy weganie to bardzo dobry target do Wytycznej 4 niniejszego poradnika. Nawet jeśli można się dać chwilowo nabrać na te gruszki na wierzbie i przesadzone ostrzeżenia, to prawda wychodzi na jaw bardzo szybko: okazuje się, że weganizm wcale nie jest nam potrzebny do optymalnego zdrowia. Wystarczy dieta, w której przeważają produkty roślinne, zaś produkty odzwierzęce należy wybierać staranniej, nie przesadzać z ilością i stosować bardziej odpowiednie formy obróbki.

No tak, do optymalnego zdrowia nie jest potrzebna dieta roślinna ani tym bardziej weganizm. Możemy spokojnie wyśmiać wegan, którzy tak twierdzą. Rzecz w tym, że nie wszyscy weganie tak mówią, więc nie można wykpić wszystkich wegan. Dieta roślinna, która stanowi część weganizmu, jest odpowiednia na każdym etapie życia pod warunkiem, że odpowiednio się ją ułoży, co w kraju z dostępem do produktów zbożowych, roślin strączkowych, innych warzyw, owoców, orzechów i pestek, jest jak najbardziej możliwe i wykonalne.

Zatem co z tą rzeźnią jest nie tak, oprócz ewentualnego łamania przepisów? Sam ubój? Tak. Niezależnie od tego, czy robiony zgodnie czy niezgodnie z przepisami, sam ubój jest odbieraniem zwierzętom życia, abyśmy mogli jeść mięso, nabiał i jajka, nosić skóry i wełnę. Inaczej mówiąc, ubojnia jest częścią systemu, który zakłada legalne, systemowe i masowe odbieranie życia zwierzętom, aby jedni mogli zarobić na produktach, bez których ludzie mogą się obyć i aby drudzy mogli je konsumować.

Choć weganizm bywa nazywany radykalizmem za swój sprzeciw wobec eksploatacji zwierząt, to niestety na miano ekstremalnego radykalizmu zasługuje system, którego częścią jest ubojnia, charakteryzujący się tak daleko posuniętą obojętnością wobec zwierzęcego życia i cierpienia.

Zwalając winę na krzykliwych, idących na skróty wegan trzeba więc pamiętać o tych, którzy mają w zanadrzu argumenty cięższego kalibru, nie tak łatwe do podważenia. Zawsze jednak można je po prostu zignorować. Żyjemy bowiem w społeczeństwie, gdzie system fermowo-ubojowo-kulinarny jest dobrze osadzony w historii, wychowaniu, edukacji, kulturze i reklamie i mamy wiele ułatwień, które pozwalają nam zachowywać status quo, czyli udział w tym systemie.

Dla kogo są więc te wytyczne? Może najpierw powiem dla kogo nie są. Nie są dla ludzi całkowicie pozbawionych empatii, których jak wiemy jest bardzo mały odsetek. Najczęściej nie potrzebują ich także ludzie, którzy nie mają żadnej styczności z tematem krzywdzenia zwierząt i weganizmu, i którzy żyją we własnym hermetycznym świecie, gdzie taki temat ma bardzo małe  szanse zaistnieć. Wytyczne te nie są też dla ludzi, którzy nigdy nie wyszli ze swoją empatią poza świat ludzki (wbrew pozorom, nie jest to takie proste).

Pozostali nieweganie, posiadający podstawową empatię i szansę na styczność z tematem krzywdzenia zwierząt w szerszym zakresie, potrzebują narzędzi do samoobrony, ponieważ potencjał do przejścia na weganizm, a więc do opowiedzenia się przeciwko krzywdzeniu zwierząt, już w nich jest.

 

Czytaj dalej:

  • Jak skutecznie nie przejść na weganizm? Poradnik – część 1 (LINK)
  • Krowy „pomleczne”, czyli takie, które były wykorzystywane w produkcji mleka, ale już nie są, bo mają problemy ze zdrowiem są sprzedawane do rzeźni, podobnie jak ich męskie potomstwo podtuczone na cielęcinę – mój tekst na natemat.pl Już pędzę się zastrzelić
  • Kury „ponioski”, czyli takie, które były wykorzystywane w produkcji jajek, ale już nie są, bo cykl najbardziej opłacalnej produkcji się skończył (rok/dwa lata) z ferm klatkowych i bezklatkowych są sprzedawane do rzeźni. Istnieją ubojnie specjalizujące się w zabijaniu takich kur na produkt zwany „kurą rosołową” Ogólnopolska baza ubojni drobiu
  • Stanowisko Academy of Nutrition and Dietetics (największej na świecie organizacji zrzeszającej dietetyków) na temat diet wegetariańskich (w tym diety wegańskiej) – w skrócie: jeśli dobrze ułożysz dietę roślinną, to spełni ona zapotrzebowanie żywieniowe człowieka na każdym etapie życia i może działać w prewencji a nawet leczeniu niektórych chorób – „Position of the Academy of Nutrition and Dietetics: Vegetarian Diets”, 2016 r.
  • Wybór śniadań, obiadów, podwieczorków, deserów i kolacji po wegańsku – wybór z blogów serwuje Stowarzyszenie Empatia „Weganizm.Spróbujesz?”