Szara strefa jaj i mleka, czyli dlaczego mam złe zdanie o wegetarianizmie

Zwierzętom potrzebny jest nasz weganizm, a ze strony organizacji działających na rzecz wszystkich zwierząt – konsekwentna promocja weganizmu. Mówiłam to wiele razy i zamierzam powtarzać. O które zwierzęta chodzi? O te gnębione, krzywdzone i zabijane w ramach legalnej, społecznie wciąż akceptowanej, masowej eksploatacji. Nie tylko na przemysłowych fermach, ale także w średnich i małych gospodarstwach. Nie tylko na mięso, ale także dla mleka, jaj, skór i wełny. To przede wszystkim. Bo skala właśnie tej eksploatacji jest największa. Bo odpowiedzialni nie są jacyś tam oni, ale my wszyscy, którzy często mówimy, że lubimy zwierzęta i równocześnie kupujemy mleko, sery, jaja, mięso, skórzane buty, wełniane płaszcze.

Złym standardem jest to, że lubimy psy i koty, a o tych eksploatowanych myśleć nie chcemy i nie musimy. Odpowiedzialne są też organizacje zajmujące się tematem zwierząt, które nie przeciwdziałają temu złemu standardowi – organizacje promujące wyższość jednych zwierząt nad innymi, niewyrażające sprzeciwu wobec eksploatacji zwierząt, czy pozornie krytykujące eksploatację poprzez atakowanie arbitralnie wybranej formy eksploatacji. W tym artykule zajmę się właśnie kwestią wybiórczego atakowania eksploatacji zwierząt – promocją wegetarianizmu.

Szowinizm gatunkowy od przedszkola

Nasza równoległa sympatia wobec niewielu i obojętność, często pogarda, wobec większości zwierząt nie bierze się znikąd. Nie wynika też ze szczególnych cech kotów i psów i kompletnego braku takich cech u zwierząt poddawanych eksploatacji. Jesteśmy po prostu tak wychowywani. Zidentyfikowany przez angielskiego psychologa Richarda Rydera szowinizm gatunkowy to kolejna forma wyuczonej dyskryminacji, tym razem nie międzyludzkiej, lecz skierowanej od ludzi do zwierząt. Kryterium pozwalającym na zignorowanie podstawowych potrzeb, naruszanie integralności cielesnej, zniewolenie i odbieranie życia staje się tu gatunek, a dokładniej fakt, że czujące i myślące istoty nie należą do naszego gatunku.

To otwiera przyzwolenie na eksploatację, zaś fakt, że niektóre psy i koty, będą w tym układzie dobrze traktowane, trzeba uznać za wyjątek od bezwzględnej, szowinistycznej reguły. Zresztą trochę głębsza analiza pozwala dostrzec, że hodowle zwierząt domowych również za cel mają przede wszystkim zaspokojenie potrzeb i pragnień człowieka, nawet za cenę zdrowia zwierząt.

Wychowani w szowinizmie gatunkowym, od dzieciństwa zostajemy zatopieni w stylu życia opartym na eksploatacji zwierząt. Dostajemy do jedzenia mięso, nabiał i jaja, a do ubrania skórzane buty, wełniane swetry, itp. Wcale nie musimy chodzić do cyrku ze zwierzętami, ani nosić futrzanych kurtek, żeby zanurzenie w eksploatacji zwierząt było pełne. Do zabawy dostajemy głównie zabawki przedstawiające zwierzęta domowe i dzikie, najchętniej niezamieszkujące naszej strefy klimatycznej (egzotyczne!).

O zwierzętach eksploatowanych są specjalne książeczki („indyk daje mięso, krowa daje mleko). Wychowanie w tym zakresie jest jak staranna architektura krajobrazu: nasze pole widzenia i nasze horyzonty myślowe w odniesieniu do zwierząt zostają precyzyjnie wyznaczone. Niemniej, choć nasza empatia i myślenie w tym względzie wyglądają po latach jak dobrze przystrzyżony żywopłot (podobny do żywopłotów naszych sąsiadów), to – tak jak  jak rośliny – nasza empatia i myślenie mogą zacząć odrastać i przyjmować takie kształty, jakie sami postanowimy im nadać.

Gdybyśmy przyjmowali 1:1 to, w jaki sposób wychowali nas rodzice, wszyscy rodzice byliby zadowoleni, że dzieci są takie jakie „miały być”. Tak jednak nie jest, nasze poglądy są często różne od poglądów naszych rodziców, a sprzeciw wobec wielu form dyskryminacji międzyludzkiej staje się coraz mocniejszy. Zauważalne stają się też krytyczne głosy na temat szowinizmu gatunkowego. Trzeba jednak o tym dużo mówić, krytykować eksploatację zwierząt jako taką i wyraźnie formułować postulat weganizmu.

Towarzystwo Wegańskie i co to jest weganizm

Jak to jest z tym weganizmem? Często bywa kłopot nawet z jego definicją. Dziś przeżywamy coś na kształt mody na kuchnię roślinną, szczególnie w wersji bezglutenowej, i weganizm najczęściej kojarzy się z dietą. Padają pytania „Czy weganizm jest zdrowy?”, „Czy można zbudować masę mięśniową na weganizmie?” Jednak redukowanie weganizmu do diety jest szkodliwym uproszczeniem.

Podanie definicji weganizmu wymaga zawsze mini wycieczki w przeszłość. Pierwsze Towarzystwo Wegańskie powstało w 1944 roku przeciwstawiając się pozycji Towarzystwa Wegetariańskiego, które nie zamierzało rezygnować z jajek i mleka. Założyciele nowej grupy zdali sobie sprawę, że krzywda dzieje się nie tylko zwierzętom zabijanym na mięso, lecz także zwierzętom wykorzystywanym na różne inne sposoby przez człowieka. W 1976 roku, kiedy Towarzystwo zostało zarejestrowane jako organizacja charytatywna, powstała definicja, którą The Vegan Society posługuje się do dziś:

“Weganizm to filozofia i sposób życia, który stara się wykluczyć – w stopniu w jakim jest to możliwe i wykonalne – wszystkie formy eksploatacji i okrucieństwa wobec zwierząt w związku z produkcją żywności, ubrań czy w jakimkolwiek innym celu; co za tym idzie weganizm promuje rozwój i wykorzystywanie alternatyw wolnych od składników odzwierzęcych i niezwiązanych ze zwierzętami, które są korzystne dla ludzi, zwierząt i środowiska.”

Wegetarianizm, czyli wybiórcze atakowanie eksploatacji zwierząt

Tak jak napisałam wcześniej, promocja wegetarianizmu to wybiórcze atakowanie eksploatacji zwierząt. Chów zwierząt na mięso jest tylko jedną z wielu form eksploatacji zwierząt. Nawet jeśli pozostaniemy w sferze produkcji żywności, to chów zwierząt na mleko wiąże się tak samo ze zniewoleniem zwierząt, naruszaniem ich integralności cielesnej,  szkodzeniem ich zdrowiu fizycznemu i psychicznemu i zabijaniem.

Krowy “mleczne” podlegają selekcji hodowlanej, której celem jest duża i intensywna produkcja mleka, co wiąże się z bolesnymi zapaleniami wymion i chorymi stawami. Produkcja mleka wymaga zapładniania (najczęściej sztucznego), ciąży i porodu i odrywania maleńkich cieląt od matek, które chcą się nimi zajmować i karmić. Warunki w jakich krowy żyją, jedzenie jakie dostają, ilość ruchu lub bezruchu jaki przychodzi im w udziale – wszystko jest podporządkowane produkcji mleka. Wreszcie “zużyte” krowy (niezdolne do dalszego rozmnażania i porodów lub zwyczajnie nie wyrabiający mlecznej “normy”) są odwożone do rzeźni. Krowy są traktowane tak, jakby były maszynami. Używane, zużywane, wyrzucane. W czym to jest lepsze od produkcji mięsa? Nie potrafię powiedzieć.

Taki sam schemat selekcji hodowlanej, wykorzystaniu organizmów i pozbawienia życia ma miejsce w produkcji jajek. Nie ma żadnego powodu, by traktować lżej produkcję mleka i jajek, ani by uważać, że promocja diety bezmięsnej to działanie na rzecz zwierząt, jeśli tak to co najwyżej na rzecz świń.

Niemniej, promocja wegetarianizmu trwa i trudno mi zrozumieć jakie stoją za nią przesłanki. Niewątpliwie łatwiej wyobrazić sobie związek między krzywdzeniem zwierząt a mięsem, niż między krzywdzeniem zwierząt a pysznym serkiem czy jajecznicą. O ile jednak jest to zrozumiałe na poziomie indywidualnej osoby, o tyle przestaje to być zrozumiałe, gdy organizacje i grupy regularnie podchwytują to skojarzenie i wałkują je na wiele sposobów utrwalając tym samym podział na niedobre mięso i domyślnie lub dosłownie „spoko” nabiał i jaja. Często wegetarianizm zostaje też doklejony do weganizmu, jakby to były równorzędne postawy wobec zwierząt. Żeby nie być gołosłowną przytoczę parę przykładów.

Wegetarianizm promowany przez organizacje

Towarzystwo Wegetariańskie, z którego w 1944 roku wyłoniło się Towarzystwo Wegańskie, do dziś w swoich przepisach kulinarnych pozostawiło nabiał i jajka najwyraźniej odwracając się od rzeczywistości, negując krzywdę zwierząt na fermach mlecznych i jajecznych. Na stronie Towarzystwa Wegetariańskiego, w zakładce “Animals”, czytamy, że “współczucie wobec zwierząt jest jednym z głównych powodów, dla których ludzie przechodzą na wegetarianizm”, po czym następuje zestawienie informacji dotyczących zwierząt hodowanych na mięso (listę rozpoczynają świnie).

 

Brakuje informacji o zwierzętach eksploatowanych dla mleka i jajek. Pozostają w szarej strefie może dlatego, że gdyby z tej strefy wyszły to trzeba by aktualizować hasło o współczuciu i przyznać rację tym, którzy głośno mówili już w 1944 roku, że odpowiedzią na krzywdę zwierząt jest weganizm, nie wegetarianizm.

Międzynarodowa Unia Wegetariańska, która ustanowiła Światowy Dzień Wegetarianizmu w 1977 roku, też wstawia nabiał i jaja do tej szarej strefy, pisząc, że z jednej strony nie promuje żadnych produktów odzwierzęcych, ale z drugiej strony rozumie, że wielu wegetarian ujmuje nabiał, jaja czy miód w swojej diecie. Dlaczego pobłażliwie patrzy na nabiał i jaja (nad miodem można by się jeszcze zastanawiać, skoro nie pochodzi od kręgowców), podczas gdy dla mięsa jest zdecydowany szlaban?

Unia dokonuje też momentami sklejenia wegetarianizmu z weganizmem: pisze „wegetarianizm/weganizm” lub „weg*anizm”. W części pytania/odpowiedzi czytamy: „Dlaczego wegetarianizm/weganizm?” – “Horror okrutnych praktyk nieodłącznie związanych z chowem zwierząt gospodarskich, drobiu i z fermami mlecznymi jest prawdopodobnie najbardziej powszechnym powodem przyjęcia “weg*anizmu …”.

Że jak? Straszne praktyki na tych wszystkich fermach mają prowadzić do musowego rzucenia mięsa i dowolnego potraktowania mleka i jajek? Coś tu głęboko nie gra. Albo stosuje się tu podwójne standardy dla porównywalnych form eksploatacji, albo – po raz kolejny – podsuwam swój wniosek: spycha się do szarej strefy eksploatację na mleko i jaja, a więc także wszystkie śmietanki do kawy, pizze z serem, jajecznice, itp.

Fundacja Viva od wielu lat organizuje Tydzień Wegetarianizmu. Od dawna się zastanawiam, dlaczego nie zdecydowali się wreszcie promować weganizmu, szczególnie że pokazują od czasu do czasu na czym polega eksploatacja na nabiał i jajka, a ostatnio nawet ruszyli z antymleczną kampanią bilbordową. Głównym programem w ramach Tygodnia Wegetarianizmu jest „Zostań wege na 30 dni”. Podobno przepisy przesyłane uczestnikom są roślinne, ale opis tego programu brzmi tak:

Czego ma się spodziewać przeciętny uczestnik jak nie diety, w której nie będzie mięsa? W jaki sposób miałby dojść do wniosku, że czekająca go próba 30 dni będzie próbą diety również bez nabiału i jaj? Czy nie jest to ewidentne skierowanie uwagi na mięso i całkowite pominięcie kwestii nabiału i jaj? A więc zepchnięcie ich do szarej strefy?

Niby nie będzie ich w przepisach, ale zapowiedź wcale nie sugeruje, że ktoś miałby z nich rezygnować. Jeśli będzie chciał zostać „wege” na 30 dni lub wegetarianinem, nic nie stoi na przeszkodzie, by do proponowanych dań dorzucił sobie jajko, plaster sera żółtego czy dodał do zupy krowią śmietanę. W końcu to próba diety bezmięsnej. Z jednej strony promocja „diety bezmięsnej”, z drugiej menu bez mięsa, nabiału i jaj, ale bez wskazania użytkownikowi, że cokolwiek jest z tymi produktami nie tak. Zabawa w kotka i myszkę? Po co, dlaczego?

Podczas ostatniego Tygodnia Wegetarianizmu (2018), w debacie „W jak Wybór” wzięli udział sami wegetarianie, a kiedy na koniec spotkania z widowni padło pytanie „to kiedy weganizm”, trzy osoby wypowiedziały się wymijająco, jedna przyznała, że kiedyś to nastąpi, a ostatnia stwierdziła, że wegetarianizm jest dla niej głównie zdrowym stylem życia. A więc W jak wegetarianizm. Wybór niejedzenia mięsa i bycia spoko z jedzeniem nabiału i jaj. Szara strefa trzyma się mocno.

Wegetarianizm na fejsbukowych grupach

Lektura postów i regulaminów grup typu „wegetarianie i weganie” pokazuje jak dobrze ma się akceptacja dla nabiału i jaj.

Fragment regulaminu grupy typu „wegetarianie i weganie”:

Grupa ta docelowo jest grupą zrzeszającą wegetarian oraz wegan, jeśli znajdzie się tutaj przepis na potrawę z jajkiem czy mlekiem nie jest to zachęta do obrażania autora czy zachęcania go do odrzucenia tych produktów. Wypowiedzi tego typu będą usuwane, a autor otrzyma wyciszenie stosowne do przewinienia, dwa wyciszenia.

Grupa tego typu nie tylko potwierdza, że jajka i mleko to produkty akceptowane, ale zakazuje wręcz krytykowania takich produktów, a więc – de facto – zakazuje promocji weganizmu! Co mogą w tej grupie robić weganie? Siedzieć cicho, przynajmniej w odniesieniu do eksploatacji zwierząt na jajka i mleko. Ta eksploatacja ma – zgodnie z regulaminem grupy – pozostać przezroczysta. Wspólnym mianownikiem jest tylko brak akceptacji dla mięsa. Tylko mięso jest niemile widzianym produktem.

Kolejny fragment regulaminu podobnej grupy:

Do grupy zapraszamy osoby o ugruntowanym poglądzie na kwestię prawa zwierząt pozaludzkich do życia, bądź osoby szczerze zainteresowane weg(etari)ańską filozofią,
(…)
Zabronione jest promowanie produktów zawierających mięso w jakikolwiek sposób, również w formie linków do artykułów zawierających takie treści (wyjątkiem są akcje mające na celu odfałszowanie zakłamanych kampanii promujących produkty odzwierzęce). Przepisy kulinarne również nie mogą zawierać mięsa w żadnej postaci.

Co to jest „weg(etari)ańska filozofia”? Czy to podejście, w którym nie należy jeść mięsa, ale można jeść nabiał i jaja udając, że nie mają one nic wspólnego z eksploatacją zwierząt? W jaki sposób członkowie grupy mają „ugruntowany pogląd na kwestię praw zwierząt”, czy to znowu jest rodzaj wybiórczego gruntowania albo wybiórczych praw zwierząt, np. świń i kurcząt hodowanych na mięso, ale już nie krów eksploatowanych dla mleka czy kur hodowanych dla jajek? Dlaczego jednoznacznie zabronione jest promowanie produktów zawierających mięso, ale już nie ma takiego zakazu dla innych produktów czy usług możliwych do uzyskania tylko w wyniku eksploatacji zwierząt?

Wydarzenia “wege”

Różne wydarzenia typu „wege” dają pełną akceptację dla eksploatacji zwierząt dla mleka i jaj:

Menu wydarzenia „niedzielne wege śniadanie” w restauracji:

Szakszuka
Chili sin carne
Pieczone pomidory z ziołami
Zapiekanka jajeczna z ziemniakami francuskimi i pieczarkami
Quesadilla z oliwkami i suszonymi pomidorami
Grzanki z jajkiem sadzonym i rukolą
Chrupiące boczniaki z sosem czosnkowym
Karmelizowane młode marchewki z kozim serem i orzechami włoskimi
Sałatka z jarmużu z batatem, selerem, miętą i quinoą
Miks sałat ze szparagami i groszkiem cukrowym
Pasty — jajeczna, buraczana, z batata i z pieczonego kalafiora
Hummus z sezamem

Wege Festiwal w Lublinie!:

Lokalne restauracje z całej Polski chcące pokazać Wam wegetariańskie oraz wegańskie smakołyki.
Super okazja by pysznie zjeść oraz przekonać się do wegetariańskich oraz wegańskich dań! 🙂

Powtórzę zatem: zwierzętom potrzebna jest konsekwentna promocja weganizmu. Nie opartego na arbitralnym wyborze wegetarianizmu, nie rozmytego znaczeniowo „wege”, nie postaw redukcjonistycznych pod tytułem „dziś zjedz jedno skrzydełko zamiast dwóch i pokaż, że zależy Ci na zwierzętach”.

Zwierzęta zasługują na to, byśmy poświęcili czas na edukowanie siebie i innych o złu eksploatacji, która zmienia zwierzęta w przedmioty, surowiec, maszyny i narzędzia. Zwierzęta zasługują na to, byśmy krytycznie przyjrzeli się własnemu szowinizmowi gatunkowemu, który sprawia, że mamy do tej eksploatacji obojętny stosunek. Wybiórcze skupianie się na mięsie nie tylko w żaden sposób tego nie załatwia, ale zamazuje ludziom rzeczywistość.

Nawet jeśli przyjmiemy założenie, że nie jest łatwo z dnia na dzień odrzucić eksploatację zwierząt w szowinistycznym gatunkowo świecie, który domyślnie serwuje nam produkty eksploatacji zwierząt każdego dnia, to jasne przedstawienie gdzie leży problem pomoże nam bardziej niż wodzenie nas za nos. Człowiek, który zrozumie znaczenie weganizmu wybierze go znacznie szybciej, niż ten, komu regularnie wbijać się będzie do głowy, że to mięso jest problemem.

Mając na celu weganizm, osoba taka szybciej sięgnie po mleka roślinne, zainteresuje się wyłącznie roślinnymi pastami, zamiast kanapkę z szynką zastąpić kanapką z krowim serem, szybciej dowie się o wegańskim majonezie (i jak go tanio zrobić) zamiast zajadać się sałatkami z majonezem jajecznym. Przykładów jest wiele.

Zwierzętom potrzebny jest nasz weganizm, wybierajmy go i promujmy.

Czytaj dalej: