Naprawdę idealna?

Moją uwagę zwrócił ostatnio artykuł “Dieta wegańska najlepsza dla sportowców” na portalu ekologia.pl. Jak widzę taki idealistyczny, jednoznaczny tytuł to myślę sobie: oho! Albo przynęta dla klikających, żeby przynajmniej weszli na stronę, albo kolejny przykład idealizowania diety roślinnej, albo obie te rzeczy na raz.

Ok, klikam (widać ja też łapię przynętę, tyle że z innego powodu).

Skoro artykuł jest o jakimś badaniu, to od razu szukam nazwy badania, nazwisk autorów i linku do abstraktu. Nic takiego tu nie znajduję. Niestety, nie jestem zdziwiona, bo w wielu doniesieniach medialnych to standard, oczywiście bardzo zły. Co prawda jest przekręcone imię i nazwisko jednego z autorów badania: “powiedział dr Neala Barnarda” (powinno być “powiedział dr Neal Barnard”), ale z tego artykułu nie dowiemy się, jaki jest związek tej osoby z badaniem (jest głównym autorem tego badania). Przeczytamy tylko, że „dr Neala Barnarda” jest z George Washington University School of Medicine.

Dobrze że przynajmniej jest nazwa czasopisma, gdzie badanie opublikowano. Szukam, szukam, uff, w końcu znajduję. Przyznam, że chwilę mi to zajęło, bo w artykule, z którego ekologia.pl czerpie doniesienie, linku do badania też nie ma. Jest tam jednak parę nazwisk autorów badania zidentyfikowanych jako autorzy badania (ważne!). O badaniu za chwilę.

Jaki jest stosunek treści artykułu do atrakcyjnego tytułu o wyższości diety wegańskiej w sporcie? Zdecydowanie niejednoznaczny. Dlaczego? Bo za korzyściami zdrowotnymi w artykule stoją następujące czynniki:

  • weganizm, czyli nie tylko dieta. Ciekawe jak na układ sercowo-naczyniowy wpływa na przykład noszenie nieskórzanych butów sportowych, czy korzystanie z płynu pod prysznic nietestowanego na zwierzętach
  • dieta oparta na roślinach, czyli taka, gdzie rośliny stanowią większość składników diety i gdzie mogą się znaleźć, w mniejszości, składniki nieroślinne, a więc odzwierzęce – do diety wegańskiej blisko, ale to jednak nie to samo (chyba że zapowie się na początku artykułu, że będzie się stosować te terminy wymiennie)
  • dieta bezmięsna, czyli zawierająca rośliny, nabiał i jaja. Nabiał i jaja nigdy wegańskie nie były.
  • dieta nisko tłuszczowa, w tym wegetariańska, czyli albo dieta zawierająca rośliny, mięso, nabiał i jaja, albo rośliny, nabiał i jaja z zastrzeżeniem, że jedna i druga ma niską zawartość tłuszczu (roślinnego i zwierzęcego). Co to ma wspólnego z dietą roślinną?

Jak powyższe ma się do wpadającego w oko tytułu? Nie za bardzo. I pytanie na marginesie: Skąd się tam nagle wzięła dieta nisko tłuszczowa? (ja akurat wiem, ale dla czytelnika nieznającego powiązania autorów z organizacją, która zajmuje się usilnym promowaniem jednej wersji diety roślinnej – niskotłuszczowej diety roślinnej nie będzie to jasne, tym bardziej, że ta niskotłuszczowa dieta na ekologia.pl zamienia się w dietę z wszystkimi składnikami odzwierzęcymi. Na czele tej organizacji, czyli Physicians Committee for Responsible Medicine, stoi autor badania Neal Barnard).

Jak wygląda artykuł, na którym bazowano polskie doniesienie? Po pierwsze, już tytuł jest mniej jednoznaczny i mniej wykluczający inne diety. „Athletes can thrive on plant-based diets” na stronie health.usnews.com , czyli „Sportowcy mogą kwitnąć/świetnie funkcjonować na dietach opartych na roślinach”. Po pierwsze „mogą” robi dużą różnicę. Mogą, ale nie muszą. Po drugie, słowo “dieta” nie bez powodu użyte jest w liczbie mnogiej, bo dietę opartą na roślinach można układać na różne sposoby. Warto więc  pamiętać, że nie musi to być dieta niskotłuszczowa, ani dieta w pełni roślinna. Co więcej, jeśli sportowcy mogą świetnie radzić sobie na dietach opartych na roślinnych, nie wyklucza to stwierdzenia, że mogą sobie radzić także na innych dietach. Widzimy, że ekologia.pl wybrała tytuł nieporównywalnie bardziej jednoznaczny, wykluczający inne opcje.

Jak odzwierciedlono tu wnioski z badania, do którego nie podano linku ani w polskim ani w amerykańskim artykule? Jest tam mowa zarówno o „plant-based” jak i „vegan” diets, przy czym zastrzeżono, że terminy te są w opracowaniu używane jako wymienne i oznaczające dietę roślinną. Niemniej, w badaniu przewija się też dieta wegetariańska (mogąca zawierać jajka i nabiał), a więc wyniki nie dotyczą tylko diety roślinnej. Ponadto, tekst ostrożnie traktuje związki przyczynowo-skutkowe, co najczęściej przejawia się tym, że zamiast pisać, że coś wpływa na coś, pisze się tam (jak i w wielu innych badaniach), że coś może wpływać na coś.

Tej ostrożności brakuje polskiemu artykułowi, co od razu wzbudza moją nieufność, mimo tego, że nie jestem dietetyczką ani nie specjalizuję się w tym temacie amatorsko. Od razu zaznaczę więc, że mój tekst porusza tylko parę kwestii, nie jest w żaden sposób wyczerpujący. Staram się tylko korzystać z podstawowych zasad ostrożności przy czytaniu doniesień o wpływie różnych czynników na zdrowie, w szczególności zaś ostrożność tę rezerwuję dla tematu, który jest związany z aktywizmem prozwierzęcym. Zachęcam też do takiej ostrożności czytelników i czytelniczki, w tym osoby zajmujące się aktywizmem.

Hurra optymizm, pochopne idealizowanie diety roślinnej nie służą sprawie i nie jestem pierwszą osobą, która o tym pisze. Nie służy też sprawie utożsamianie weganizmu z dietą, co tutaj też ma miejsce (wybranie diety roślinnej dla dokonań sportowych nie równa się przejściu na weganizm).

Co służy promowaniu weganizmu? Z pewnością staranne poszukiwanie opartych na dowodach naukowych odpowiedzi na pytanie: jak żyć zdrowo na diecie roślinnej? Weganizm to co prawda dużo więcej niż dieta, ale to właśnie unikanie produktów odzwierzęcych w jedzeniu jest sprzeciwem wobec największej machiny przemocy wobec zwierząt – produkcji mleka, mięsa i jaj.

Czytaj dalej: