Nie je czy ogranicza – co mówi ta statystyka?

Dla portali internetowych podstawa to kuszący tytuł. Taki, któremu żadna myszka się nie oprze. Zaskakujący i intrygujący. Niekoniecznie językowo wyszukany. Ani mądry. Wystarczy, że pobudzi emocje, zaciekawi i skłoni użytkownika do kliknięcia w link, a portal dostanie kolejne wyświetlenie znajdujących się na nim treści. I reklam.

Taką pełną emocji niecierpliwość wywołał (nie tylko we mnie) tytuł chętnie udostępnianego na Facebooku artykułu „Już 4 na 10 Polaków ogranicza lub nie je mięsa”. Zaraz, 4 na 10, czyli 40 procent? To blisko połowa! Blisko połowa kochającego schabowe narodu nie je mięsa lub je ogranicza?! Trzeba to sprawdzić. Nie oparłam się i kliknęłam. Muszę przyznać, że mimo rosnącej ekscytacji, od razu przeczuwałam, że z tą statystyką coś jest nie tak. Faktycznie, to rozum bronił się przed falą obezwładniającego optymizmu.

Co znalazłam w artykule?

W artykule podano nazwę agencji, która przeprowadziła badanie (IQS), nazwisko jednej z osób tam pracujących i wypowiadających się na temat badania, metodę badania (CAWI –ankieta elektroniczna wypełniana samodzielnie przez badanego; do badania wykorzystano także platformę analizy treści netdive) oraz liczbę badanych (500).

Tekst przedstawił definicję fleksitarianizmu jako „diety polegającej na spożywaniu ograniczonej ilości posiłków mięsnych” i trochę demograficznych danych statystycznych (zakładam, że wszystkie pochodzą z badania). Choć sposób podania informacji był niestety dość chaotyczny, to parę stwierdzeń nawet zastanawiających. Postanowiłam jednak skupić się tylko na tytułowej statystyce i jej składowych – niejedzeniu mięsa i jego ograniczaniu (fleksitarianizmie).

W artykule na temat tytułowej statystyki mamy dwie wzmianki:

  • “43 proc. Polaków deklaruje, że nie je w ogóle lub stara się ograniczać jedzenie mięsa – wynika z raportu agencji IQS.” oraz
  • “39 proc. badanych nie je mięsa bądź ogranicza je ze względów etycznych.”

Czy te 39 procent to pomyłka czy dodatkowa informacja? Jeśli dodatkowa informacja, to można zinterpretować ją tak, że znacząca większość z tych 43 procent to osoby motywowane etyką. Podkreślę, że biorąc pod uwagę chaotyczność tekstu i brak skomentowania tej dodatkowej statystyki (39 proc), biorę pod uwagę, że może to jednak być pomyłka i żadnego wniosku o etyce wyciągnąć nie można.

Czego w artykule nie znalazłam?

Brak autora

Zacznijmy od tego, że nie wiadomo kto jest autorem artykułu. To zazwyczaj nie wróży dobrze wiarygodności treści, za którą w końcu nikt nie bierze osobistej odpowiedzialności.

Brak nazwy badania

Artykuł nie podaje też nazwy badania ani czasu jego przeprowadzenia. Nie można więc łatwo zidentyfikować, o które badanie chodzi, by poszukać go w sieci. Nie wiadomo, czy jakiś klient zlecił badanie czy też agencja IQS zrobiła je z własnej inicjatywy. To bywa istotne.

Brak refleksji nad terminem “fleksitarianizm”

W artykule nie zwrócono uwagi na fakt, że podana definicja fleksitarianizmu jest tak ogólna, że może pasować do ogromnej populacji – w zasadzie każdego, kto będzie skłonny myśleć o sobie, że ogranicza spożycie mięsa, bo jest w stanie przypomnieć sobie ze dwie okazje, w których nie zjadł mięsa (choć mógł). Termin „ograniczenie” nie jest przecież w tej definicji ograniczony. Nie wpisano go w żadne obiektywne ramy ilościowe. Nie ma na przykład obiektywnie określonej górnej granicy wyrażonej choćby w liczbie posiłków tygodniowo, od której to ograniczanie by się zaczynało. Niech by nawet górna granica wynosiła 20 posiłków tygodniowo. Wtedy wiedzielibyśmy, że ten kto ogranicza je co najwyżej 19 posiłków. Nie ma tym bardziej szczegółowych zakresów (np. 15-19 posiłków tygodniowo, 10-14 posiłków tygodniowo, 1-9 posiłków tygodniowo), w które konsumenci mogli by się wpisać.

Brak refleksji nad terminem “mięso”

Co więcej, termin „mięso” bywa przez ludzi różnie interpretowany. Najszerszą definicję mięsa mają wegetarianie, dla których jest to jakakolwiek część ciała jakiegokolwiek zwierzęcia (a więc nie tylko stek wołowy czy kotlet schabowy, ale także pierś z kurczaka, filet z ryby, ośmiornice, małże, owady) na ciepło, ale i na zimno (wędliny), mięśnie i organy (wątróbka, itp.) w ilości dużej i małej (np. skwarki). Dla wielu osób jednak mięso najczęściej oznacza produkty z ssaków i ptaków. Ryby w tradycji kulinarnej to nie mięso, co doskonale widać w niezliczonych książkach kucharskich i menu restauracji. Podobnie rzecz się ma z tzw.  owocami morza. Dla jeszcze innych mięsem nie jest kurczak czy indyk. Część osób zapytana o jedzenie mięsa będzie przypominać sobie tylko okoliczności jedzenia go na ciepło i nie pomyślą o wędlinach. Wiele osób nie zawraca sobie nawet głowy myśleniem, że zupa ugotowana na kościach ma coś wspólnego z mięsem. Skwarki czy kawałki kurczaka w sałatce też będą pomijalne.

Brak refleksji nad wiarygodnością deklaracji ludzi

Jednak nawet gdybyśmy pokonali powyższe trudności dookreślając ilość posiłków i kategorie produktów zaliczanych jako mięsne, to dalej musielibyśmy stawić czoła jednej dość nieprzyjemnej dla nas (jako gatunku) informacji: mamy tendencję do niedoszacowywania ilości konsumowanego jedzenia. Być może zapominamy, albo się sami oszukujemy.

Brak informacji jaki procent Polaków nie je mięsa

No i rzecz podstawowa, artykuł ostatecznie nie podaje nam jaki procent Polaków nie je mięsa!  Czy autora to nie interesowało?

Czego się dowiaduję szukając badania w sieci?

Kiedy poszukałam trochę w internecie, znalazłam stronę agencji badań rynku IQS i dotarłam na jej stronie do darmowego fragmentu raportu „Fleksitarianie nadchodzą (trend ograniczania konsumpcji mięsa)” opracowanego na podstawie badania, o którym mówił artykuł przyciągający czytelników (użytkowników) do portalu wirtualne media.

Warto zaznaczyć, że agencja przytoczyła szerszą definicję fleksitarianizmu, która trochę dokładniej opisuje, co fleksitarianizm miałby oznaczać w odniesieniu do spożycia mięsa:

Fleksitarianizm to dieta polegająca na spożywaniu ograniczonej ilości posiłków mięsnych. Dodatkowo, za fleksitarian uznaje się osoby spożywające mięso tylko okazjonalnie (np. poza domem), a stosujące w swoim domu dietę wegetariańską lub wegańską. Pojęcie to zostało użyte po raz pierwszy przez Lindę Anthony w 1992r.

Oczywiście problematycznym nadal jest fakt, że fleksitarianizm pozostaje terminem słabo określonym. Furtką dla jego różnego rozumienia jest tutaj słowo „okazjonalnie”, które może znaczyć różne rzeczy dla różnych ludzi.

Podobnie jak w artykule, także w dostępnym fragmencie raportu nie znalazłam informacji, czy do ankiety przyjęto jakąś definicję mięsa. Szczegółowe wyniki ankiety przedstawione na poniższym slajdzie mogą nam sugerować, że jednak wykluczono z definicji mięsa ryby (wegetarianie nie będą zachwyceni), ale nie ma pewności co do innych kwestii, o których wspomniałam powyżej.

slajd z raportu “Fleksitarianie nadchodzą” opracowanego przez agencję IQS

Sprawę komplikuje także fakt, o którym już wspomniałam, że wszyscy mamy tendencję do niedoszacowywania ilości jedzenia w kontekście produktów, których (rzekomo) chcemy unikać. W zetknięciu z dość ogólnymi pytaniami, możemy „popłynąć” w naszych odpowiedziach. Rezultaty takiej ankiety będą tym mniej miarodajne.

Interesujący nas slajd, z atrakcyjną statystyką „43 procent Polaków je mniej lub w ogóle nie je mięsa” faktycznie pojawia się w raporcie, ale spójrzmy co się na te 43 procent składa:

Pod kątem spożycia mięsa występują tu tylko dwie dość dobrze określone i zarazem mikroskopijne  ilościowo kategorie:

  • 1 procent Polaków deklaruje “nie jem w ogóle mięsa oraz produktów pochodzenia zwierzęcego” (to będą w takim razie weganie)
  • 1 procent Polaków deklaruje “nie jem w ogóle mięsa, ale jem ryby” (oj, ankieta o niejedzeniu mięsa pominęła wegetarian!)

Pozostałe kategorie, jak można się było spodziewać, są mniej precyzyjne:

  • 9 procent Polaków deklaruje “Bardzo ograniczam jedzenie mięsa” (możemy kibicować, ale nie wiemy tak naprawdę czy przyklaskujemy dobrym intencjom czy faktycznym działaniom, a jeśli tym drugim, to co one dokładnie oznaczają?)
  • 31 procent Polaków mówi “ograniczam trochę jedzenie mięsa”  (najszersza  i zarazem najbardziej rozmyta znaczeniowo kategoria)

Jak widać wrzucenie do jednego worka kategorii konkretnej i rozmytej może dać bardzo atrakcyjną, klikalną statystykę. Najprawdopodobniej większość czytelników lajkuje i z radością udostępnia link do artykułu, który podnosi na duchu. Jak widać raczej bezpodstawnie!

Wnioski:

  1. Kiedy oglądamy statystyki, zwracajmy uwagę na to, czy mówią one o jasno sprecyzowanych kategoriach. Im bardziej precyzyjne kategorie, tym bardziej konkretne informacje otrzymujemy. „Osoby niejedzące mięsa” – to kategoria dużo bardziej precyzyjna niż „Osoby ograniczające mięso”.
  2. Jeśli sklejono kategorię bardziej precyzyjną z kategorią rozmytą i uzyskano okazały procent, zachowajmy zachwyt na chwilę, kiedy przyjrzymy się sprawie bliżej (może już nie będzie się czym zachwycać. W końcu 2 procent w garści to już nie 43 procent, niestety na dachu!).
  3. Nowe nazwy niekoniecznie oznaczają nowe trendy. Fleksitarianizm to być może modne słowo, ale o ludziach deklarujących ograniczanie mięsa wiemy nie od dziś.
  4. Ograniczanie czegokolwiek niepożądanego brzmi dobrze tylko na pierwszy rzut oka. Problem polega na tym, że najczęściej „ograniczanie” jest terminem rozmytym znaczeniowo i na to nakłada się dodatkowo tendencja ludzi do niepamiętania ile jedzą lub samooszukiwania się szczególnie jeśli ograniczanie podpowiada im rozsądek, a produkt konsumują chętnie. Jeśli więc mówimy o fleksitarianizmie, to tak naprawdę … nie wiemy o czym mówimy.
  5. Zastanówmy się czy używane w statystyce terminy są dobrze zdefiniowane. Czy opisano je na potrzeby ankiety, albo czy w języku potocznym ich znaczenie jest dobrze znane. Jak widać w praktyce termin „mięso” jest rozumiany różnie i bez doprecyzowania, będziemy mieć poważne nieścisłości. Jak widać również „fleksitarianizm” jest pojęciem bardzo pojemnym, do tego stopnia, że prawie każdy może się pod niego podpiąć.
  6. Jeśli leży nam na sercu  dobro zwierząt, pamiętajmy, że mięso nie wyczerpuje problemu eksploatacji zwierząt w przemyśle spożywczym. Osoby niejedzące mięsa mogą jeść ryby, a niejedzące mięsa i ryb wciąż spożywają (być może więcej) nabiału i jaj. Myślmy nie tylko o rzeczach, które są przedstawione, ale też o tych, które wypadły poza ramy przedstawionego obrazka.

Czytaj dalej: