Prawda, nie bajka, potrzebna od zaraz. O błędzie potwierdzenia.

Koronawirus przyniósł nerwową atmosferę, a wraz z nią falę teorii spiskowych, które imitując krytyczne myślenie są de facto chaotycznym łączeniem przypadkowo dobranych faktów i faktoidów we wzór posiadający pewną pociągającą cechę: do jego potwierdzenia może posłużyć wszystko, a sfalsyfikować nie da się go niczym.

Wzmogło to moje zainteresowanie krytycznym myśleniem. W kontekście weganizmu, interesuje mnie szczególnie brak krytycznego myślenia w odniesieniu do diety roślinnej, a za modelowy przykład uznaję tu prowegański film „What the Health”.

Dojrzewam do wniosku, że przeciwieństwem krytycznego myślenia nie musi zaraz być myślenie irracjonalne czy bezkrytyczne. Wystarczy, że myślenie nie będzie czujne lub będzie niewystarczająco krytyczne, a grozi nam udanie się w niewłaściwym kierunku, na przykład z pomocą błędu potwierdzenia.

Błąd potwierdzenia, po angielsku confirmation bias, polega z grubsza na tym, że jeśli mamy jakąś tezę, to będziemy mieć tendencję do szukania tylko takich informacji, które nam tę tezę potwierdzą i pomijania lub ignorowania informacji, które będą tezę komplikować lub podważać. W przypadku diety, idealnym żywicielem błędu potwierdzenia jest fakt, że medycyna i dietetyka są bardzo złożonymi dziedzinami. Na ich temat prowadzi się niezliczoną liczbę badań o różnej sile dowodowej, w związku z czym posługując się wynikami pojedynczych badań, możemy „udowodnić” w zasadzie każdą wybraną tezę, w tym tezy wzajemnie sprzeczne. Kanałem, którym „odpowiednie” badania będą do nas spływać jest oczywiście Google. Jak mówią rasowi wyznawcy teorii spiskowych „do your own research”. I robimy. Często z dobrym skutkiem. Oczywiście dla naszej tezy.

Zapoznałam się z paroma recenzjami filmu „What the Health” pochodzącymi od weganek (Virginia Messina, Unnatural Vegan) i nieweganek (Harriet Hall z Sciencebasedmedicine.org i Abbey Sharp), które łączy chęć do opierania się na dowodach naukowych, mimo najwyraźniej różnego podejścia do zwierząt. Trzy z nich zauważyły właśnie to podejście, w którym to z góry postawiona teza zarządza zbieraniem materiału dowodowego. Skutek tego podejścia jest przewidywalny: udowodnione!

Teza filmu brzmi: dieta roślinna jest optymalną dietą dla człowieka – zapobiega chorobom przewlekłym, a jeśli ktoś je już ma, to przejście na tę dietę go wyleczy, na dodatek w błyskawicznym tempie. Gdyby autorzy filmu byli w tej tezie odosobnieni, można by było odłożyć film ad acta. Jednak ta teza jest nieustannie powielana w aktywizmie i wśród wegan, dlatego chcę ten temat poruszać i tezę rozbrajać, bo wbrew pozorom jest nie tylko nieuczciwa ale i szkodliwa.

Amerykańska dietetyczka Virginia Messina, której zrównoważone podejście do diety roślinnej zdecydowanie polecam, uważa, że współautor filmu, Kip Andersen zachowuje się nieuczciwie, gdy przedstawia się jako osoba dopiero interesująca się dietą roślinną, podczas gdy weganinem jest już od dłuższego czasu. Faktycznie, spostrzeżenie Messiny jest trafne. Nie musiałam długo szukać, by znaleźć potwierdzenie w wywiadzie, którego udzielił. Widziałam recenzję, w której tę narrację nazwano „rozwiązaniem dramaturgicznym”.

Ja jednak podzielam zdanie Messiny. Mnie również wydaje się to nieuczciwe, a to z tego powodu, że dzięki temu „zabiegowi”, autor może robić wrażenie osoby z otwartym umysłem, która chce dowiedzieć się jaka jest prawda o zdrowym odżywianiu, podczas gdy tylko gra bohatera, który wybiera się na misję sprawdzenia faktów. Jego motywacja jest jednak zupełnie inna: misja nie polega na sprawdzeniu faktów, lecz na znalezieniu faktów pasujących do tezy: że dieta roślinna jest najlepszą dietą dla człowieka.

I oczywiście, teza znajduje potwierdzenie. Postawić tezę, a następnie szukać klocków, które pomogą ją udowodnić, to klasyczny przepis na błąd potwierdzenia, który każdego zawiedzie w innym kierunku (w zależności od postawionej tezy). W ten sposób powstają materiały o optymalności diety roślinnej, a także optymalności diety paleo i każdej innej!.

W ten sposób nie szuka się prawdy, lecz „udowadnia się” tezę i zbiera się przynajmniej dwa rodzaje fanów:, (1) takich, którzy też mieli tę samą tezę i tylko szukali odpowiednich klocków i (2) takich, którzy lubią bawić się atrakcyjnymi klockami, ale szybko się nudzą: dziś są tutaj, a za jakiś czas pójdą na inny plac zabaw, na przykład paleo. Rynek badań jest na tyle duży, że klocki (poszczególne badania, poszczególni badacze) znajdą się dla każdego. Szukanie prawdy jest zaś żmudne, a ona (ta prawda) najczęściej nie tak atrakcyjna (bo zniuansowana), jak biało-czarne tezy i dopasowane do nich klocki. Ostatecznie najbliżej prawdy jest konsensus naukowy, obwarowany wieloma stwierdzeniami o wyjątkach i poziomach prawdopodobieństwa.

Świadome wprowadzanie ludzi w błąd jest nieuczciwe i tego chyba nie trzeba uzasadniać. Można co najwyżej, będąc wielkodusznym, stwierdzić, że czasem ludzie wprowadzają w błąd innych, bo wcześniej w błąd wprowadzili samych siebie. Na przykład błąd potwierdzenia pomógł im dokonać autoperswazji. Jak zauważyła Virginia Messina, film swoją argumentacją nie stworzy raczej wieloletnich wegan. Film ma największą szansę przekonać osoby, które najpewniej niedługo później przekonają się do kolejnego podejścia do odżywiania, szczególnie kiedy zdadzą sobie sprawę, że dieta roślinna nie spełnia składanych w filmie obietnic. A więc nieuczciwość, nie dość, że nieetyczna, jest też przeciw skuteczna.

Jednak, jak już powiedziałam, stawianie tej hurraoptymistycznej tezy o diecie roślinnej i częstowanie nas historiami o błyskawicznych uzdrowieniach jest nie tylko nieuczciwe, ale też szkodliwe. Może podłożyć nogę ludziom, którzy jednak będą chcieli wierzyć w nadmuchane tezy, bo oprócz zdrowotnej, mają też silną motywację etyczną – chcą żyć zdrowo i nie chcą krzywdzić zwierząt. Przekonani o świetności diety roślinnej mogą zlekceważyć fakt, że dietę trzeba dobrze ułożyć, by była zdrowa (i nie prowadziła do niedoborów), mogą lekceważyć wykonywanie badań kontrolnych, a nawet zlekceważyć jakieś niepokojące objawy, żyjąc w przekonaniu, że dieta jest w zasadzie cudotwórcza i stanowi gwarancję zdrowia.

W interesie każdego weganina i całego ruchu wegańskiego jest jak najlepsza wiedza na temat diety roślinnej, tak aby wszyscy mogli podejmować świadome decyzje na temat własnego zdrowia i by zdrowie zaniedbywali tylko ci, którzy zrobią to świadomie, bo im nie zależy, a nie ci, których wprowadzono w błąd. W naszym wspólnym interesie jest kontakt z rzeczywistością, nie z bajką. Najczęściej dieta może być adekwatna, rzadko bywa optymalna, jeszcze rzadziej cudowna.

Co więcej, jeśli stoimy przed perspektywą produkcji mięsa i nabiału „z laboratorium”, to warto też wiedzieć jak rzeczywiście wyglądają zdrowotne aspekty jedzenia produktów odzwierzęcych zamiast karmić się strasznymi faktoidami i wzbudzającym obrzydzenie powtarzaniem słów „ropa” i „bakterie”.

Messina zwraca też uwagę, że film podważa wiarygodność ruchu wegańskiego, kiedy przedstawia przesadzone twierdzenia o diecie roślinnej, które tak łatwo jest obalić. Messina słusznie pyta: Jeśli odbiorcy złapią nas na kłamstwie i wyolbrzymieniach na temat diety roślinnej, dlaczego mieliby nam następnie wierzyć w to, co mówimy o zwierzętach?

Wracając na koniec do kwestii etycznego podejścia do odbiorcy, dodam, że o ile ruch społeczny w swoich działaniach korzysta z wiedzy z zakresu marketingu, by w przystępny, atrakcyjny i przekonujący sposób przekazać swoje przesłanie, o tyle przekroczenie pewnej (czasem cienkiej) linii między perswazją a manipulacją, nieprawdą, brakiem dbałości o prawdę, wyolbrzymieniem, śmieciowymi informacjami, faktoidami czy kłamstwem jest już nie do zaakceptowania z punktu widzenia elementarnej uczciwości. Ruch społeczny na rzecz sprawiedliwości powinien być uczciwy.

Reasumując, choć pociągająca może być biało-czarna wizja świata, w którym eksploatacja zwierząt skutkuje trującymi produktami odzwierzęcymi, a rezygnacja z produktów odzwierzęcych zapewnia nam nieprzerwane zdrowie aż do nagłej śmierci w podeszłym wieku, to rzeczywistość jest bardziej zniuansowana i nie nadaje się na sensacyjny film. To jednak z tą skomplikowaną rzeczywistością powinniśmy się mierzyć patrząc daleko w przyszłość, planując trwałą zmianę na lepsze dla zwierząt, dla nas i dla środowiska. Zmianę, która obejmuje przejście na weganizm, a więc także wybór roślinnego odżywiania.

Czytaj/oglądaj dalej:

Virginia Messina: recenzja „What the Health”
Unnatural Vegan: recenzja „What the Health”
Abbey Sharp: recenzja „What the Health”
Harriet Hall: recenzja „What the Health”
Stanowisko na temat diet wegetariańskich, w tym wegańskiej największej organizacji dietetyków American Academy of Nutrition and Dietetics
Więcej o roślinnym odżywianiu, jak robić to z głową – dietetyczka Iwona Kibil