Co myślisz o świni, którą zjadasz. Perspektywa badawcza

Interesuje mnie temat uprzedzeń (wewnątrz i międzygatunkowych) i jakiś czas temu przeczytałam świetną książkę „Poza stereotypy. Dehumanizacja i esencjalizm w postrzeganiu grup społecznych” pod redakcją naukową Marka Drogosza, Michała Bilewicza i Mirosława Kofty. Tytuł może trochę ciężki, ale książkę warto przeczytać. Z dużym zadowoleniem odkryłam, że poruszono tam także temat uprzedzeń ludzi wobec zwierząt pozaludzkich.

Co myślisz o świni, którą zjadasz?

Bardzo ważnym pojęciem dla współczesnych badań nad dehumanizacją jest „infrahumanizacja”. Psycholog społeczny Michał Bilewicz wyjaśnia, że chodzi o to, na ile jesteśmy gotowi, lub niegotowi, przypisywać innym ludziom tzw. emocje pierwotne i wtórne. Emocje pierwotne (np. radość, smutek, strach, złość) są najczęściej przypisywane ludziom i zwierzętom pozaludzkim. Z kolei emocje wtórne (np. życzliwość, wstyd) są najczęściej przypisywane tylko ludziom. Infrahumanizacja w stosunku do innych ludzi, często do obcych rasowo/narodowościowo/religijnie grup, polega na tym, że choć przypisujemy im emocje pierwotne, to te wtórne już znacznie rzadziej. Tak jakbyśmy oceniali tych obcych jako mniej złożonych, bardziej prymitywnych, mniej rozwiniętych emocjonalnie i umysłowo niż my/nasza grupa.

Przechodząc do stosunku ludzi do zwierząt, Bilewicz podkreśla, że „zamiast kontinuum zdolności psychologicznych ludzie najczęściej postrzegają te różnice w sposób dyskretny [oddzielny], wyolbrzymiając przepaść między człowiekiem a nawet najbardziej rozwiniętymi spośród ssaków naczelnych.”, choć „współczesne badania z zakresu etologii i psychologii zwierząt wielokrotnie dowodziły podobieństw człowieka do zwierząt w wielu obszarach, które potocznie odnosi się wyłącznie do ludzi, np. samoświadomości, teorii umysłu, osobowości czy empatii”. Podobieństwa występują też w zakresie emocji wtórnych.

Bilewicz postawił hipotezę, że utrzymywanie się przekonań o diametralnej różnicy między człowiekiem a innymi zwierzętami, wbrew badaniom naukowym, ma znaczenie funkcjonalne. Innymi słowy, wolimy myśleć, że zwierzęta to prymitywne, niepodobne do nas organizmy, bo to ułatwia nam ich wykorzystywanie, w szczególności jedzenie mięsa. W 2011 roku Bilewicz wraz ze współpracownikami przeprowadził badania, w których porównywał przypisywanie emocji pierwotnych i wtórnych zwierzętom przez osoby jedzące mięso i przez wegetarian.

W pierwszym badaniu jedzenie mięsa okazało się być związane z odmawianiem zwierzętom emocji wtórnych, lecz nie pierwotnych. W drugim badaniu jedzenie mięsa było związane z odmawianiem zwierzętom cech i kompetencji uważanych za unikalnie ludzkie (np. gadatliwość, dociekliwość). W trzecim badaniu wykazano, że jedzenie mięsa było związane z odmówieniem emocji wtórnych tylko zwierzętom uznawanym w naszej kulturze za jadalne (świniom), podczas gdy psom emocje pierwotne i wtórne były przypisywane po równo przez osoby jedzące mięso jak i przez wegetarian.

Badania te wskazują, że hipoteza Bilewicza może być prawdziwa. Faktycznie wygląda to tak, że stwarzanie dystansu do zwierząt współwystępuje z ich krzywdzeniem, albo przynajmniej ze zgodą na taką krzywdę (większość ludzi, którzy jedzą mięso, nie krzywdzi zwierząt własnoręcznie). Brutalnie rzecz ujmując, łatwiej zjeść świnię, jeśli uważa się ją za tępe i prymitywne stworzenie.

Dehumanizacja?

Zastanawiało mnie, dlaczego autor używa pojęcia „dehumanizacja/ infrahumanizacja” w kontekście stosunku człowieka do innych zwierząt. Przecież dehumanizacja może dotyczyć tylko ludzi: mówić/myśleć o ludziach, że są mniej niż ludźmi, że nie są w pełni ludźmi, że nie mają tego wszystkiego, co powinien mieć człowiek. Rozumiem, że Bilewicz używa pojęcia dehumanizacja/infrahumanizacja, bo wie o kontinuum cech (emocji pierwotnych i wtórnych, świadomości, itp.) między człowiekiem a innymi zwierzętami i dostrzega podobieństwo między umniejszaniem złożoności umysłowej obcego człowieka a umniejszaniem złożoności umysłowej świni. Ale jakoś mi to nie pasuje, i choć jestem przekonana do wniosków tych badań, to do samej terminologii nie za bardzo. Bo to trochę tak, jakby mówić o dedelfilizacji rekinów, depsizacji kotów czy deświnizacji dzików. Wolałabym, żeby ujęto to w jakieś inne ramy terminologiczne. Może coś w kierunku dezwierzęcyzacji, czyli odmówienia zwierzęciu bycia zwierzęciem? Albo deemocjonalizacji, czyli odmawiania życia emocjonalnego? Tak sobie dumam.

Czy tylko jedzenie mięsa sprzyja umniejszaniu zwierzętom?

Ciekawe byłoby zbadanie wegetarian pod tym kątem, choć prawdopodobnie trudniejsze. Jak u nich przebiega „dehumanizacja” krów i kur? Czy zmienia się ich podejście do kur w zależności od tego, czy są to kury „nioski” czy też kurczęta hodowane na mięso? Czy wegetarianie gorzej myślą o krowach „mlecznych” niż o bydłu hodowanym na mięso? W końcu do gatunku „bydło domowe” mają podejście mieszane – w eksploatacji jednych uczestniczą, eksploatacji drugich się sprzeciwiają. To samo dotyczy gatunku kura domowa: z jednej strony gładka zgoda na selekcję hodowlaną kur niosek i ich zabijanie po okresie eksploatacji, z drugiej sprzeciw wobec hodowaniu i zabijaniu „brojlerów” na mięso. Jak to mieszane podejście funkcjonalnie przekłada się na myślenie o tych zwierzętach?

Co z przejściem na wege i z byłymi wege?

Nurtują mnie jeszcze dwa pytania. Co dzieje się w umyśle osoby, która przestaje jeść mięso, albo staje się weganinem? Czy zmianę zachowania poprzedziło zaprzestanie dehumanizacji? Czy może być tak, że przestał jeść mięso z innych powodów i kiedy już przestał, ustał powód, dla którego musiał dehumanizować, więc przestał dehumanizować? Czy dzieje się to w jakiejś kolejności, czy też nasze umysły są bardziej chaotyczne w tym względzie?

Druga kwestia, co dzieje się w umyśle osoby, która wraca do jedzenia produktów odzwierzęcych? Czy zaczyna postrzegać te „znowu jadalne” zwierzęta tak samo jak na początku?

Dysonans poznawczy?

Temat uprzedzeń i dyskryminacji w kontekście redukcji dysonansu poznawczego był poruszony w książce, którą niedawno zrecenzowałam – „Błądzą wszyscy, tylko nie ja” Eliota Aronsona i Carol Tavris. Książka ta jest dobrym uzupełnieniem dla „Poza stereotypy”. Autorzy opisywali tam szereg przykładów dysonansu poznawczego (kiedy rozjeżdża nam się to co myślimy z tym, co robimy i zaczynamy się z tym czuć głupio).

Aronson i Tavris postulowali, że główną motywacją do usunięcia tego uczucia dyskomfortu jest utrzymanie dobrej samooceny (jesteśmy mądrzy, inteligentni i racjonalni) i opisywali, że częstym skutkiem radzenia sobie z dysonansem poznawczym może być stereotypizowanie kogoś/grupy. Z kolei stereotypizowanie wzmacnia dyskryminację, zaś dyskryminacja jest nawozem, na którym wzrasta stereotyp i robi się błędne koło.

Badania nad dehumanizacją zawiodły naukowców nie tylko do badania stosunku ludzi do innych grup ludzi (często dyskryminowanych grup), ale także do badania stosunku ludzi do innych zwierząt, ze szczególnym uwzględnieniem zwierząt eksploatowanych przez człowieka. Wygląda na to, że faktycznie mamy taką tendencję, by dystansować się od zwierząt, którym robimy krzywdę i może to być związane z redukcją dysonansu poznawczego. Chcemy eksploatować i czuć się z tym dobrze i najwyraźniej nie jest to takie proste, skoro musimy uciekać się do mentalnej gimnastyki.

Co jest dziś dla mnie najbardziej interesujące, i na co nadal brakuje mi odpowiedzi, to jak to się dzieje, że jednak przełamujemy tę mentalną barierę i przynajmniej część z nas znajduje w sobie motywację, by dysonans poznawczy rozwiązać na korzyść zwierząt – przestając je krzywdzić. To byłby prawdziwy skarb, wiedzieć jak nakłonić do takiej zmiany wielu, empatycznych skądinąd, ludzi.

Czytaj dalej: