Vegan Freak. Życie w niewegańskim świecie.

Na koniec roku 2020 zajrzałam do zbioru nieprzeczytanych książek i wyciągnęłam (wirtualnie) książkę, która czekała tam bardzo długo: „Vegan Freak. Being Vegan in a Non-Vegan World” napisaną przez Boba i Jennę Torresów (druga edycja z 2010 roku). Pamiętam, że już będąc weganką, lubiłam słuchać żywiołowych podcastów na temat weganizmu, które prowadzili w latach 2005-2009. Teraz zapragnęłam sprawdzić, jak z perspektywy czasu będę odbierać książkę ich autorstwa. A moja perspektywa to obecnie 15 lat weganizmu, prowegańskiego aktywizmu, innych lektur, przemyśleń i życia w niewegańskim świecie w dwóch dużych miastach w Polsce.

Bob i Jenna zostali weganami dzięki zwierzętom (psom i kotom), które adoptowali. To one zainspirowały ich do myślenia o tych innych zwierzętach ukrytych za produkcją jaj, mleka i mięsa. Przez długi czas autorzy byli wegetarianami, aż w końcu stawili czoła podobieństwom, jakie łączą produkcję mleka i jaj z produkcją mięsa i wybrali weganizm.

Książka składa się z sześciu rozdziałów i mieszkający w Stanach Zjednoczonych autorzy mierzyli się tam z dwoma pytaniami na temat weganizmu: dlaczego i jak. Siłą rzeczy pierwsza kwestia jest bardziej uniwersalna, druga – biorąc pod uwagę odległość w czasie i przestrzeni, może się dezaktualizować lub nie być do końca przydatna w polskich realiach. Nie wiem jak poradzono sobie z tym w wersji polskiej, bo ja czytałam tę książkę w oryginale.

Czym jest weganizm

Zawsze ciekawi mnie, jak ktoś własnymi (lub zapożyczonymi) słowami definiuje weganizm. Autorzy „Vegan Freak” piszą, że weganizm to konsekwentne unikanie produktów odzwierzęcych, które jest protestem wobec używania i eksploatowania zwierząt dla ludzkich celów.

Z czego wynika weganizm? Z uznania wewnętrznej wartości zwierząt, która jest przeciwieństwem wartości instrumentalnej przypisywanej rzeczom. Nie powinniśmy więc traktować zwierząt tak, jak traktujemy rzeczy. Niestety hodowla zwierząt na mięso, dla jaj czy mleka i inne formy wykorzystywania zwierząt sprowadzają zwierzę do roli maszyny lub surowca a posiadanie zwierząt sprowadza je do roli własności, składnika czyjegoś majątku. Takiemu podejściu do zwierząt sprzeciwia się weganizm.

Czym weganizm nie jest

Fajnym zabiegiem, który pomaga doprecyzować definicję weganizmu, jest przedstawienie, czym weganizm nie jest.

Autorzy mocno podkreślają, że w weganizmie nie chodzi o wywyższanie się, lans czy pokazowe „męczeństwo” weganina. Weganizm wynika z dążenia do sprawiedliwości dla zwierząt. Autorzy zrobili trafne, moim zdaniem, porównanie do feminizmu, mówiąc, że w feminizmie też nie chodzi o wywyższanie się mężczyzn feministów, którzy pokazowo rezygnują ze swoich przywilejów (och, jak się poświęcają). Jak dobrze wiemy, feminizm wynika z dążenia do równouprawnienia kobiet, szanowania ich praw i oddanie przywilejów na rzecz równości nie powinno być postrzegane jako rodzaj poświęcenia.

W weganizmie nie chodzi też o zachowanie “czystości”. Autorzy są świadomi, że jest to często formułowany zarzut i wyjaśniają, że weganie wcale nie wyznają zasady 0% produktów odzwierzęcych. Będąc realistami zdają sobie sprawę, że produkty z eksploatacji zwierząt są dziś wszędzie (również w oponach roweru czy asfalcie), a wszystkie leki są testowane na zwierzętach (nie zachęcają do rezygnacji z leków). Równocześnie jednak, weganizm to poważne potraktowanie sprawy i unikanie produktów odzwierzęcych tam, gdzie to możliwe i wykonalne i to w sposób konsekwentny. Nie chodzi wiec o stosowanie się do tego tylko wtedy, kiedy jest to super wygodne, ale także wówczas, gdy wymaga to pewnego wysiłku.

Weganizm nie jest też ani dietą oczyszczającą (cokolwiek znaczy ten pseudonaukowy termin), ani dietą dla środowiska, choć dobrze ułożona dieta roślinna ma wiele zalet zdrowotnych i jest dobra dla środowiska. Bo … weganizm nie jest dietą.

Dlaczego liczy się to, co nas motywuje

Autorzy piszą o tym wszystkim nie po to, by dyscyplinować czyjś sposób myślenia, ale by wyjaśniać, o co chodzi w weganizmie i zachęcać do przechodzenia na weganizm z właściwych (etycznych) powodów. Myślę, że ludzie krzywią się na takie postawienie sprawy głównie wtedy, kiedy utożsamiają weganizm z dietą roślinną, albo kiedy patrzą trochę krótkowzrocznie.

Motywacje zdrowotne często pojawiają się w odpowiedzi na przesadzone, hurraoptymistyczne twierdzenia na temat diety roślinnej. W rzeczywistości prozdrowotne efekty można osiągać na różnych dietach, a konsensus dietetyczny jest z grubsza taki, że należy położyć nacisk na warzywa i owoce, co nie oznacza koniecznie diety stuprocentowo roślinnej. Kiedy dieta roślinna nie spełnia pokładanych (nierealistycznych) oczekiwań, łatwo o jej zmianę, np. na paleo. Co więcej, osoby o orientacji dietetyczno-zdrowotnej przechodząc na dietę roślinną mają tendencję do dalszych restrykcji, które nie mają sensu ani z etycznego ani dietetycznego punktu widzenia, i tylko utrudniają sobie tym życie, czasem ryzykują zdrowie i odchodzą od diety roślinnej. Równocześnie motywacje zdrowotne nie „ruszają” tematu odzieży, testowania na zwierzętach czy kupowania zwierząt.

Z kolei motywacje ekologiczne mogą prowadzić do wahań, bo choć ogólnie produkcja zwierzęca jest bardziej obciążająca dla środowiska niż produkcja roślinna, to porównania poszczególnych składników roślinnych, syntetycznych i odzwierzęcych (dieta i odzież) mogą wypadać różnie i zależą od wielu zmiennych. Natomiast kwestie ekologiczne nie dotkną w zasadzie kwestii handlowania zwierzętami domowymi ani eksperymentowania na zwierzętach, szczególnie jeśli są to małe, udomowione, specjalnie do tego hodowane zwierzęta takie jak myszy, szczury, koty czy psy.

Patrząc na motywacje pod kątem trwałości warto zauważyć , że istnieją pewne przesłanki z ankietowania byłych wegan, które pozwalają sądzić, że powody etyczne trzymają nas przy weganizmie skuteczniej i dłużej, zaś inne motywacje, w tym zdrowotna/dietetyczna, częściej prowadzą do wzrostu grupy tych, którzy weganizmu spróbowali, rzucili i poszli sobie dalej, przy okazji opowiadając jak to ich weganizm zawiódł.

Jakim być weganinem/weganką?

Podoba mi się to, do czego zachęcają Bob i Jenna świeżych wegan. Z perspektywy czasu uważam, że warto sobie to wziąć do serca.

Po pierwsze, bądź realistą. Mając świadomość wszechobecności produktów odzwierzęcych, pamiętaj, że twoim celem jest ich unikanie, nie całkowite wyeliminowanie.

Po drugie, bądź konsekwentna i traktuj poważnie zasadę unikania produktów odzwierzęcych czy testowanych na zwierzętach.

Po trzecie, w związku z punktem drugim, poznaj teorię. Przeczytaj artykuły lub książki dotyczące praw zwierząt, etyki, żeby lepiej rozumieć dlaczego weganizm to kwestia sprawiedliwości, a nie tylko dobrego serca. Autorzy przytaczają rozważania filozofa i prawnika Gary’ego Francione’a o zasadzie humanitarnego traktowania i zasadzie równego poszanowania interesów. Osobiście bardzo cenię jego wkład w teorię praw zwierząt i myślę, że to dobry wybór, ale wspomniałabym też o Tomie Reganie, który o prawach zwierząt pisał już 20 lat przed Francionem.

Po czwarte bądź konstruktywny. W niewegańskim świecie to bardzo potrzebna cecha. Szukaj rozwiązań, sposobów, wyjść, nie problemów i wymówek. Bądź kreatywny i proaktywny.

Po piąte, pamiętaj, że dla ludzi jedzenie jest nie tylko jedzeniem. Jest częścią tożsamości indywidualnej, rodzinnej, społecznej, kulturowej. Łączy, daje poczucie bezpieczeństwa, jest pełne znaczeń i skojarzeń. Dlatego trzeba ten temat traktować uważnie, ze świadomością jego złożoności.

Po szóste, znajdź sposób, by wyjść poza wybory stricte konsumenckie. Potrzebny jest wegański ruch na rzecz zmiany społecznej, nie wygodna nisza dla konsumentów roślinnej diety. Za ten punkt dziękuję autorom, bo zbyt często weganizm pojawia się wyłącznie w kontekście konsumpcji.

Jak radzić sobie z innymi ludźmi, którzy w większości nie są weganami.

W zasadzie to, co autorzy radzą jest kwintesencją rozsądnego podejścia, w którym zawiera się asertywność (nie dajemy sobie wejść na głowę, ustalamy i komunikujemy granice tego, co dla nas do przyjęcia), cierpliwość i wyrozumiałość (i gotowość zakładania, że druga strona ma dobrą wolę) i proaktywność (potrzebna do rozwiązywania różnych kwestii techniczno-logistycznych). Choć rady te są oczywiste, to równocześnie myślę, że nigdy za dużo ich powtarzania i odświeżania, bo faktycznie, czasem nie jest łatwo żyć w niewegańskim świecie zarówno, kiedy czujemy się nierozumiani jak i wtedy, gdy frustrujemy się, że inne, często bliskie nam osoby, nie rozumieją weganizmu.

Czy coś się zdezaktualizowało?

Na pewno dziś jest dużo łatwiej o wegańskie produkty i dania. Więcej osób w branży gastronomicznej czy odzieżowej wie o co chodzi, kiedy pytamy „czy to jest wegańskie”. Bieżącej wiedzy lepiej zasięgać w źródłach lokalnych i częściej aktualizowanych, takich jak strony internetowe, blogi czy grupy na Facebooku.

Z dzisiejszej perspektywy, myślę, że książkę można wciąż czytać szczególnie ze względu na kwestie, które się nie zmieniają – wyjaśnienia czym jest weganizm, zagadnienia etyczne i relacje międzyludzkie.

Poczucie humoru autorów jest widoczne na każdym kroku. Jeśli więc komuś nie spasuje, to jest ryzyko, że nie będzie to przyjemna lektura. Dla mnie osobiście jest ok, choć nie jest to rodzaj humoru, który mnie bardzo bawi. Jeśli chodzi o książki, które wyjaśniają kwestie etyczne związane z weganizmem moim zdecydowanym faworytem (jeśli chodzi o podejście) jest książka Sherry F. Colb „Mind if I order a Cheeseburger”.

Cieniem na książce kładzie się fakt, że publikacja drugiej edycji „Vegan Freak” jest ostatnim znakiem życia, jaki mamy od autorów, którzy następnie jakby rozpłynęli się w powietrzu. Mam tylko nadzieję, że nic złego im się nie stało.

Współczucie czy sprawiedliwość

Ponieważ mam wersję elektroniczną tej książki, postanowiłam sprawdzić statystykę niektórych wyrazów. Wyrazy współczucie/współczujący (compassion/compassionate) pojawiają się łącznie 15 razy, natomiast słowa związane z etyką znacznie więcej: sprawiedliwość (justice) – 9 razy, etyka (ethics) 13 razy, etyczny (ethical) – 40, moralny (moral) – 40, moralnie (morally) -8.

I rzeczywiście ta statystyka jest zgodna z przesłaniem książki, która mówi o weganizmie jako wyborze etycznym. Wybór etyczny nie kłóci się ze współczuciem, często z nim współistnieje, ale kiedy stwierdzamy, że ktoś liczy się moralnie i ma jakieś prawa, to staramy się określić jakąś rzeczywistość niezależną od naszych uczuć (sąsiad, którego lubię ma te same prawa co sąsiad, którego niecierpię) niż kiedy posługujemy się naszymi uczuciami jako wymiernikiem tego, co się komuś należy (wtedy słodkie i ładne dziecko może okazać się warte większej uwagi niż dziecko, które jest nieznośne i brzydkie).

Moralna schizofrenia

W książce pojawia się też określenie schizofrenia moralna, termin który został ukuty przez wspomnianego filozofa Gary’ego Francione’a na określenie naszego stosunku do zwierząt: z jednej strony uważamy, że powinny być traktowane humanitarnie (=dobrze), z drugiej akceptujemy ich eksploatację. Książki Francione’a czytałam z olbrzymim zainteresowaniem i nadal uważam, że ma dużo ważnych rzeczy do powiedzenia, natomiast mój stosunek do terminu „moralna schizofrenia” ewoluował. Uważałam go za odpowiedni i pasujący do tego, co opisuje. Z perspektywy czasu, zrezygnowałam z jego używania przekonana, że nie powinniśmy używać nazw chorób do piętnowania postaw, szczególnie że osoby chorujące psychicznie i tak są grupą stygmatyzowaną.

A tytuł?

Tak, dopóki weganie są mniejszością, będą odstawać i często spotkają się z brakiem zrozumienia. Trzeba mieć to na uwadze. Myślę też, że tym bardziej powinno to zachęcać wszystkich wegan do jakiejś formy aktywności wychodzącej poza własne wybory konsumenckie. Chcemy w końcu wszyscy, by zasada unikania krzywdzenia zwierząt stała się powszechna. I żeby dziwnie czuli się ci, którzy wciąż będą chcieli dostać mięso na obiad, albo jajecznicę na śniadanie.

Czytaj dalej:

“Vegan Freak. Jak być weganinem w niewegańskim świecie”, Bob i Jenna Torres (książka przetłumaczona na polski)

“Mind if I order the Cheeseburger?”, Sherry F. Colb

“Introduction to Animal Rights. Your Child or the Dog”, Gary Francione