Gatunkowizm – nowe słowo, stara ideologia

Termin „gatunkowizm” powstał w Anglii pod koniec lat 60. XX wieku. Po angielsku brzmi „speciesism” i składa się ze słowa „species”, czyli gatunek, i końcówki -ism, często stosowanej do zasygnalizowania, że mamy do czynienia zestawem poglądów. W Polsce oprócz „gatunkowizmu” przyjął się także termin „szowinizm gatunkowy”.

Twórcą nowego terminu był angielski psycholog Richard Ryder, a kontekstem – eksperymenty na zwierzętach i czasy, w których dużo mówiło się o prawach człowieka i ich łamaniu – rasizmie i seksizmie. Atmosfera tamtych lat, skłoniła Rydera do przemyśleń na temat zwierząt pozaludzkich, które dostrzegł jako kolejną uciskaną grupę.

Ryder miał osobiste osobiste doświadczenie eksperymentów. Nie wiem dokładnie jakich, ale to była część jego wykształcenia. Prawdopodobnie dlatego temat stał się bliski jego sercu. Spekuluję, że gdyby całą karierę zawodową a nie tylko jej początek oparł na eksperymentach, to pewnie nie usłyszelibyśmy nigdy terminu „gatunkowizm”, albo wymyśliłby go ktoś inny. Ryder został psychologiem klinicznym i mógł spojrzeć na kwestię eksperymentów z nieco większego dystansu, który nie zamienił się w obojętność. Przeciwnie, najwyraźniej spowodował silny sprzeciw.

Bodaj w 1970 roku, a może w 69, pewnego dnia Ryder siedział sobie w wannie i myślał intensywnie jak nazwać tę formę dyskryminacji, jakiej doświadczają z naszej strony zwierzęta pozaludzkie. Nie wiem, czy woda była jeszcze ciepła, czy zimna, kiedy w końcu słowo speciesism wpadło mu do głowy. Ryder zarzeka się, że nie wyskoczył wtedy z wanny ze słowem „eureka” na ustach. Pewnie wystarczyła mu na tamten moment satysfakcja nieco bardziej stonowana.

Co nie znaczy, że zatrzymał to słowo dla siebie. W 1970 roku stworzył ulotkę/pamflet, którą rozdał w Oksfordzie przed kościołami, szkołami, kolegiami Uniwersytetu Oksfordzkiego, a nawet w miejscowych sklepach. W tej ulotce wyjaśniał swoje nowo utworzone słowo.

W Okfordzie fukcjonowała już grupa związanych z uniwersytetem doktorantów, którzy również byli żywo zainteresowani kwestią stosunku – a konkretniej złego stosunku – człowieka do innych zwierząt. Później zaczęli być nazywani Grupą Oksfordzką. Byli to doktoranci filozofii Stanley and Roslind Godlovitch, John Harris, David Wood, oraz doktorant socjologii Michael Peters. Z grupą związany był też anglikański pastor Andrew Linzey i później australijski filozof i bioetyk Peter Singer.

W 1971 roku Grupa Oksfordzka wydała zbiór esejów pt. Animals, Men and Morals: An Inquiry into the Maltreatment of Non-humans. Eseje dotyczyły szeregu tematów – ferm przemysłowych, ferm futrzarskich, testów kosmetyków na zwierzętach, zabijania zwierząt w produkcji jedzenia, praw zwierząt, polowań. I to w tej książce po raz pierwszy oficjalnym drukiem pojawiło się pojęcie „gatunkowizm”, które Ryder ujął w eseju o testach na zwierzętach.

Nie znam tej książki i nie udało mi się znaleźć pamfletu z 1970 roku, ale jestem w posiadaniu numeru polskiego czasopisma Etyka z 1980 roku, w którym znajduje się tłumaczenie wykładu wygłoszonego przez Richarda Rydera w 1974 roku do studentów medycyny w Londynie. To bardzo ciekawy i równocześnie dowcipny tekst. Polecam przeczytać go w całości. Na potrzeby mojego tekstu, wskażę parę kwestii, które Ryder w nim porusza.

Ryder powołuje się na pogląd angielskiego filozofa Jeremy’ego Benthama, że najistotniejszym kryterium, jakie powinniśmy brać pod naszą moralną uwagę jest zdolność do cierpienia, nie przynależność gatunkowa. To odwołanie nie jest dziwne i pewnie wielu z was o utylitaryście Benthamie słyszało. To, co mnie zaciekawiło to podkreślony przez Rydera fakt, że ta myśl została wypowiedziana przez Benthama na 70 lat przed publikacją „O powstawaniu gatunków” Charlesa Darwina, co muszę przyznać, jest godne podziwu. Faktycznie, napisana przez Benthama książka “An Introduction to the Principles of Morals and Legislation” została opublikowana w 1789 roku, zaś dzieło Darwin wyszło drukiem w 1859 roku.

Nie będę tu wchodzić w argumenty przeciwko eksperymentom na zwierzętach, które przedstawia Ryder w wykładzie z 1974 roku. Wspomnę tylko paradoks, który towarzyszy eksperymentom: zwierzęta są najwyraźniej wystarczająco podobne, by eksperymenty na nich dostarczały sensownej wiedzy na potrzeby ludzkiej medycyny i najwyraźniej wystarczająco niepodobne, by ludzie czuli się zwolnieni z moralnego obowiązku niekrzywdzenia zwierząt. Co w świetle wcześniej wspomnianego podobieństwa, wydaje się podejrzane.

Wracając do gatunkowizmu, Ryder pyta:

Kiedy jakaś różnica naprawdę usprawiedliwia dowolne uprzedzenie moralne? Na czym z punktu widzenia logiki czy biologii polega różnica, gdzie przebiegać ma owa zaczarowana linia oddzielająca dobro od zła?

Ryder odpowiada, że:

ktoś, kto mówi, że jeden gatunek ma prawo do ucisku innego gatunku popełnia błąd moralny, który nazywamy szowinizmem gatunkowym, podobnie jak ten, kto dowodzi, że jedna rasa ma prawo podporządkowywać sobie drugą rasę, popełnia błąd nazywany rasizmem. Rasizm i szowinizm gatunkowy to dwie podobne wersje egoizmu i dyskryminacji i – jak sądzę – w pełni zasługują na potępienie.

Przechodząc do tyle zabawnych co ważnych przykładów Ryder pisze:

Znane są przypadku krzyżówek pośród naczelnych – a ludzie należą przecież wraz z innymi małpami do rzędu naczelnych. Kiedy jakiś profesor genetyki stanie się ojcem hybrydy orangutana, co uczyni? Wyśle go na studia do Eton czy też może dokona na nim wiwisekcji? (…)
Istnieją dowody, że neandertalczycy żywili przekonania religijne i praktykowali rytualne palenie swoich zmarłych. To zaś, dlaczego wyginęli, pozostaje nadal, jak mi się wydaje sprawą tajemniczą. Ale przypuśćmy, że himalaista Chris Monnington schwytał jednego spośród nich na nieoznaczonym na mapach zboczu Himalajów – czy przyznamy mu obywatelstwo Londynu, czy też poddamy go wiwisekcji?

Richard Ryder mówi głównie o eksperymentach na zwierzętach, ale poszerzając temat moglibyśmy zapytać: nadamy obywatelstwo, czy przerobimy na kotlety? Stwierdzimy, że ma prawo do życia, czy uznamy, sorry, DNA się nie zgadza, więc raczej wydajemy darmowy bilet na krótki akt humanitarnego uboju, a następnie zapraszamy do piekarnika?

W późniejszych latach, Ryder ukuł też pojęcie painism, od słowa ból, twierdząc, że to ból (fizyczny lub psychiczny) jest podstawowym kryterium, którym powinniśmy się kierować w negatywnej ocenie czynów. W przeciwieństwie do utylitarystów, którzy chcą brać pod uwagę sumę bólu i przyjemności danego czynu, Ryder stwierdza, że punktem odniesienia dla moralnej oceny powinna być ta jednostka, która w wyniku danego czynu ucierpiała lub ucierpiałaby najbardziej.

Muszę z pewnym smutkiem i zawodem przyznać, że człowiek o tak zdecydowanych poglądach poszedł jednak w kierunku welfare, czyli regulowania przepisów. Regulowania eksploatacji. W wywiadzie, który oglądałam, konsekwentnie trzymał się zresztą określenia welfare, czyli, że jego działania miały i mają charakter regulacyjny w stosunku do istniejącego prawa, które jak wszyscy wiemy jest gatunkowistyczne, bo odzwierciedla społeczną zgodę na eksploatację gatunków pozaludzkich.

Osobiście jestem zwolenniczką poglądu głoszonego między innymi przez socjologa Rogera Yatesa, że poważne zmiany w naszym stosunku do zwierząt, mają szansę nastąpić tylko jeśli wystarczający odsetek społeczeństwa zmieni w sposób jakościowy swoje podejście do zwierząt, odchodząc od gatunkowizmu, potępiając go, tak jak w latach 70-tych zrobił to Richard Ryder. Dłubanie w przepisach prawa, podczas gdy niepodważalnym paradygmatem myślenia pozostaje gatunkowizm, daleko nas nie zaprowadzi.

Na koniec jeszcze jeden cytat z wykładu Rydera, tym razem o Marsjanach:

A jak należałoby postąpić wobec Marsjan, gdyby doszło do ich lądowania? Czy byłoby rzeczą etyczną przeprowadzenie na nich wiwisekcji? Ale chwileczkę, przykład ten nastręcza bowiem pewne trudności; zwłaszcza wtedy, gdy okaże się, że przeciętny współczynnik inteligencji Marsjanina wynosi 1000 jednostek, a nie 100 i gdy uświadomimy sobie, że są oni całkowicie uodpornieni na rakiety, broń chemiczną i wyrafinowane argumenty filozoficzne.
„… Niech wszyscy lekarze i studenci medycyny stawią się natychmiast w celu poddania się wiwisekcji. Przykro nam, że musimy podjąć takie kroki – nie jesteśmy sadystami, ale musimy poddać was eksperymentom, aby uzupełnić naszą wiedzę o anatomii i fizjologii człowieka.
Będzie to w końcu z korzyścią nie tylko dla naszego gatunku, lecz także dla waszego. Możliwe, że przysługują wam pewne rudymentarne zdolności do odczuwania bólu, a niektórzy spośród was są nawet zdolni do najprostszych form rozumowania, byłoby jednak z naszej strony zwykłym sentymentalizmem, gdybyśmy przyznali wam jakiekolwiek prawa moralne. Jest niedorzecznością porównywać was z Marsjanami. Dobro Marsjan nade wszystko. Proszę nie myśleć sobie, że nie lubimy ludzi – przeciwnie, wielu spośród nas ma swoich własnych ludzkich ulubieńców”
Pewnego dnia tak mogłoby się wydarzyć i wówczas my sami zajmiemy miejsce prześladowanych.

Podsumowując, warto pamiętać o Richardzie Ryderze, jego wkładzie w rozważania nad naszym stosunkiem do innych zwierząt i czasami, w jakich powstało pojęcie gatunkowizm. Pamiętajmy, że od samego początku było stawiane obok rasizmu i seksizmu, jako analogiczna forma dyskryminacji. Pojęcie to później rozpropagował Peter Singer w książce „Wyzwolenie zwierząt”. Trzeba pamiętać, że wszystkie formy dyskryminacji zawierają w sobie dwa elementy: uprzedzenie i władza. Dopiero władza mocniejszej, bardziej uprzywilejowanej grupy sprawia, że z indywidualnego uprzedzenia wyrasta systemowa dyskryminacja, która może stać się częścią kultury. Takie cechy ma gatunkowizm, a grupą uprzywilejowaną jesteśmy tu my – ludzie. Byłoby wspaniale, gdybyśmy tylko zechcieli uznać, że gatunkowizm jest błędem moralnym – jak określił to Richard Ryder.

I jeszcze jedna uwaga. Krytyka gatunkowizmu, jaką podjął Ryder, mówi nam tylko, że przynależność gatunkowa jest tak samo arbitralnym kryterium jak rasa czy płeć, kiedy zastanawiamy się jak ktoś liczy się moralnie. Ta krytyka nie jest równocześnie jakimś złożonym przepisem na etyczne postępowanie. Jest po prostu sprzeciwem wobec kolejnej formy dyskryminacji – tej, która opiera się na gatunku. Antygatunkowizm może iść w dwóch kierunkach: (1) minimalizowania cierpienia/regulacji przepisów – tę drogę wybrał niestety Richard Ryder, i (2) praw zwierząt w analogii do praw człowieka – ja jestem zwolenniczką tego właśnie kierunku.

Czytaj/oglądaj dalej:

Krótki wywiad z Richardem Ryderem (język angielski)

Jeśli ktoś woli obejrzeć niż czytać, zapraszam na mój kanał na Youtubie na odcinek “Gatunkowizm musi odejść