Czarno-białe myślenie o zwierzętach
Pomimo nienajlepszej reputacji, myślenie czarno-białe jest powszechne, nieuniknione i w zasadzie niezbędne do normalnego życia. Równocześnie (zgodnie z reputacją) bywa problematyczne, bo może być szkodliwe nie tylko dla ludzi, ale również dla zwierząt, tych pozaludzkich.
Myślenie czarno-białe jest jednym z powszechnych sposobów upraszczania tego, jak widzimy skomplikowaną rzeczywistość. Tak działają nasze mózgi, nie da się tego uniknąć. Zresztą, gdyby udało się nam takie myślenie wyeliminować, nasze przeżycie w świecie stanęłoby pod znakiem zapytania. Bez upraszczania nie da się sprawnie funkcjonować: wystarczająco szybko wyciągać wniosków i podejmować decyzji. Odrzuciwszy myślenie czarno-białe, mielibyśmy albo plątaninę myśli albo paraliż poznawczy i decyzyjny. Równocześnie, jako że myślenie-czarno białe zniekształca obraz rzeczywistości, może być problematyczne i szkodliwe, chociażby ze względu na wynikające z niego stereotypy, idące za nimi uprzedzenia i dyskryminację.
Stereotypy i uprzedzenia mamy najczęściej wobec grup, do których nie należymy. Mogą to być osoby innej płci, rasy, narodowości, ale też oczywiście mogą to być zwierzęta innego gatunku niż nasz własny.
Jeśli chodzi o stosunek ludzi do zwierząt pozaludzkich, myślenie czarno-białe jest sporym problemem, bo wiąże się z powszechną akceptacją krzywdzenia zwierząt. Jest to krzywda czyniona intensywnie i na ogromną skalę: parędziesiąt miliardów zwierząt lądowych i co najmniej drugie tyle zwierząt wodnych rocznie w ramach produkcji żywności i odzieży, którą moglibyśmy zastąpić, odpowiednio, żywnością roślinną i odzieżą bez skóry, wełny czy futra.
Uproszczone, biało-czarne myślenie w kontekście zwierząt polega na tym, że jesteśmy bardzo przywiązani do binarnego podziału: człowiek versus zwierzęta. Mimo przyjęcia w nauce i szkolnictwie teorii ewolucji Karola Darwina, kręcimy nosem na sam fakt, że człowiek jest zwierzęciem (podejrzewam, że w niektórych kręgach można dostać za to w twarz), nie chcemy przyznawać, że zwierzęta to kategoria większa, której jesteśmy częścią, i w której mieścimy się nie tylko z szympansami, delfinami czy wielorybami, ale także ze świniami, szczurami czy komarami.
Oczywiście nie zawsze widok panoramiczny na kategorię „zwierzęta” ma praktyczny sens. Ktoś zapyta, cóż mamy wspólnego z komarami (oprócz kontaktu, gdy nas gryzą)? No ale równie zasadne pytanie można zadać o wspólny mianownik komara i świni. Mimo to wspólna klasyfikacja tych dwóch ostatnich jako „zwierzęta” nikomu nie przeszkadza. Najwyraźniej w tym kręceniu nosem nie chodzi o analizę praktycznych podobieństw i dostrzeganie praktycznych różnic, tylko o to, że bardzo nie chcemy przyznać, że zwierzęcość jest jednak częścią naszej natury.
Obstawanie przy sztywnym podziale człowiek versus inne zwierzęta nie tylko nie ma logicznego i naukowego sensu. Szkodliwość biało-czarnego postawienia sprawy w tym przypadku okazuje się tragiczne w skutkach. Odmawiając udziału Homo sapiens w panoramie zwierzęcości pompujemy nasz kompleks wyższości i poczucie odrębności oraz pogardzamy resztą zwierząt. Nalegając na definitywny rozdział kategorii człowiek i zwierzę, odmawiamy zwierzętom pozaludzkim szeregu cech związanych z posiadaniem złożonego układu nerwowego, a taki posiadają przecież (w różnym stopniu złożoności) wszystkie kręgowce.
Nie lubimy i często nie chcemy przyznawać, że niektóre zwierzęta w ogóle mają złożony mózg. W szkole raczej uczymy się o układach rozrodczych czy pokarmowych. Rozkładamy zwierzęta na czynniki pierwsze nie wyciągając z tego specjalnie żadnych wniosków praktycznych czy etycznych. Oprócz tego, o zwierzętach uczymy się tzw. ciekawostek (które najszybciej biega, które posługuje się echolokacją, itp.). Jeśli chodzi o zachowania, najczęściej uczymy się o cechach charakterystycznych dla gatunku, tak jakby wszystkie słonie były mniej więcej swoimi kopiami, bez cech indywidualnych.
Niewiele wiemy (i często niewiele chcemy wiedzieć) o życiu umysłowym zwierząt. O zdolnościach poznawczych, takich jak zdolność myślenia przyczynowo- skutkowego, zdolność planowania, myślenia kategoriami, zdolność liczenia, zdolność domyślania się, co może widzieć inna istota stojąca w innym miejscu i co z tego wynika, zdolność do odczuwania strachu, radości, tęsknoty i smutku, empatii, posiadanie świadomości, zdolność komunikacji. I wreszcie zdolność odczuwania przyjemności i do cierpienia.
Wiele z tych cech klasyfikujemy jako wyłącznie ludzkie, uznając, że jeśli ktoś mówi, że psy lub świnie myślą, to antropomorfizuje. Zaprzeczamy tym rzeczywistości, którą tak dobrze przewiduje teoria ewolucji. Wierzymy, że istnieją albo inteligentne, mówiące ludzkim językiem zwierzęce postaci z filmów animowanych Disneya albo tępe, poruszane wyłącznie instynktem roboto-zwierzęta w świecie rzeczywistym. Jeśli jest coś pomiędzy, to ewentualnie dotyczy to ulubionych gatunków, dla jednych będą to psy, dla innych koty. No, może też delfiny i wieloryby.
Powody dla obstawania przy binarności człowiek kontra zwierzęta mamy tyle ciężkiego kalibru, co nieuczciwe. Chcemy utrzymać przekonanie o swojej wyjątkowości i wyciągamy z tego wniosek, że jesteśmy najważniejsi. A skoro jesteśmy najważniejsi, to dajemy sobie prawo do dominacji nad wszystkimi zwierzętami. Dominacji bezwzględnej, która chęć utrzymania określonego stylu życia człowieka czyni jego nadrzędnym prawem, które może lekceważyć najbardziej podstawowe potrzeby zwierząt innych niż człowiek.
Dominację tę nazywam bezwzględną, bo nie wynika z konieczności (jeśli istnieją wyjątki, a istnieją, to tylko potwierdzają regułę). Nie musimy, ale dominujemy, bo uważamy, że nam wolno, że zwierzęta się nie liczą. A nie musimy, bo możemy nasze potrzeby zaspokajać jedząc produkty roślinne, nie musimy nosić skórzanych butów, wełnianych swetrów czy futra.
Ta dominacja lekceważy fakt, że istoty zdolne do cierpienia to nie tylko ludzie. Ta dominacja z myślenia czarno-białymi kategoriami zrobiła sobie maczugę, którą wywija w prawo i lewo krzywdząc zwierzęta. Przyjmujemy zasadę niekrzywdzenia za jedną z podstawowych zasad etycznej przyzwoitości, a równocześnie z uporem pomijamy w jej stosowaniu większość zwierząt pozaludzkich, które da się skrzywdzić (mam tu na myśli przede wszystkim kręgowce).
Jeśli zależy nam na etycznym życiu, na zasadzie niekrzywdzenia, na sprawiedliwości, musimy odrzucić sztywny dualizm „człowiek – zwierzęta”, a także zbyt szeroką kategorię „zwierzęta”. Wtedy łatwiej zauważymy dużo lepszą dla rozważań o krzywdzie kategorię: istoty, które da się skrzywdzić, które są skrzywdzalne.
Kategoria zwierzęta jest za szeroka, bo obejmuje nie tylko istoty czujące, ale też wiele innych. Znajdziemy tu gatunki, co do których nie mamy żadnych podstaw, by uznać, że mogą cierpieć, np. gąbki. Mamy też takie, co do których sprawa jest dyskusyjna. Są tu też gatunki, co do których rośnie baza danych, że mogą cierpieć np. ośmiornice (to zaskakujące, bo nie są kręgowcami). Wreszcie wracając do podgrupy, która najbardziej nas interesuje, czyli istot zdolnych do cierpienia mamy ssaki, ptaki, gady, płazy i ryby.
Z faktu, że zwierzęta występują na spektrum: od zero możliwości cierpienia do pewności, że cierpienie występuje, wynika, że między poszczególnymi gatunkami będą występować niejasne granice pod kątem zdolności do cierpienia. I tam można stawiać znak zapytania. Kiedy jednak pada pytanie, kto jest istotą czującą, możemy wymienić przykłady. Cierpieć może świnia, dzik, pies, kot, krowa, żubr, kura, słowik czy indyk, karp. Wątpliwości żadnych być tutaj nie może (chyba że wątpliwość nasuną nam nasze własne uprzedzenia, typu skłonność do kotletów schabowych, krowiego mleka czy jajecznicy, albo karpia w galarecie).
Czarno-białe myślenie o zwierzętach pozaludzkich trzeba odrzucić, bo przynosi zbyt wiele szkód. Refleksja etyczna zatrzymująca się na człowieku lub udająca poważne zainteresowanie zwierzętami pozaludzkimi jest nie do obrony, chyba że chcemy bronić egocentryzmu i egoizmu. Co ciekawe, im bardziej pogardzamy zwierzętami, tym większe prawdopodobieństwo, że łatwo nam przyjdzie pogardzać innymi ludźmi, kiedy tylko znajdziemy pretekst, by stwierdzić, że są w jakiś sposób inni niż my sami.
Rozważania na temat biało-czarnego myślenia o zwierzętach podjęłam zainspirowana książką „Myślenie czarno-białe” Kevina Duttona. Recenzję tej książki możecie obejrzeć na moim kanale na Youtube’ie.
Katarzyna Biernacka
Zajmuję się prawami zwierząt i jestem weganką. Przez 10 lat (2006-2016) działałam w Stowarzyszeniu Empatia. Interesuję się krytycznym (oraz bezkrytycznym) myśleniem i psychologią społeczną. Prawa człowieka są dla mnie oczywistym punktem odniesienia w temacie praw zwierząt. Z wykształcenia jestem nauczycielką angielskiego. Od jakiegoś czasu, w ramach wolontariatu, uczę polskiego. Lubię pisać, czytać i mówić (kolejność tego lubienia bywa różna).