Zwierzę w laboratorium

Ostatnio obchodzono „Dzień zwierząt laboratoryjnych”. Jeśli mówimy „zwierzęta laboratoryjne” to bardzo łatwo przejść do retoryki i myślenia, że to takie zwierzęta, które są po to, by robić na nich eksperymenty i w dodatku one same tego chcą. Wtedy możemy nazwać je ochotnikami i nawet wyrazić im publicznie swoją wdzięczność. Pytanie, czy rzeczywiście istnieją jakiekolwiek zwierzęta, które chętnie poddadzą się zabiegom, w wyniku których dochodzi do cierpienia, okaleczania i ostatecznie odbierania życia?

Cokolwiek byśmy nie uważali o przydatności takich eksperymentów dla rozwoju nauki i medycyny, uważajmy z tym przypisywaniem zwierzętom ochoty na cierpienie dla naszego dobra.

Debata na temat eksperymentów na zwierzętach jest tak zideologizowana, że przypomina debatę na temat aborcji. Opinie są spolaryzowane, głosy pełne emocji. W takiej atmosferze trudno o konkretne informacje, fakty, jeśli takich właśnie się szuka. A czasem chciałoby się niektóre rzeczy ustalić. Nawet z czystej ciekawości, nie mówiąc już o poważniejszych powodach.

Zwolennicy eksperymentów na zwierzętach twierdzą, że są one użyteczne i potrzebne a nawet konieczne, by medycyna mogła się rozwijać: by chorzy mogli liczyć na nowe lekarstwa i metody leczenia, byśmy wszyscy mogli liczyć na nowe szczepionki, na przykład przeciwko koronawirusowi. Twierdzą, że takie eksperymenty są niezastępowalnym etapem zdobywania potrzebnej wiedzy.

Przeciwnicy eksperymentów na zwierzętach uważają, że takie eksperymenty są albo bezużyteczne albo wprowadzają w błąd, i że w każdym z tych przypadków można je zastąpić metodami alternatywnymi a testów na ludzkich ochotnikach i tak się nie pominie.

Zero-jedynkowe podejście do rzeczywistości jest siłą rzeczy podejrzane, bo rzeczywistość jest zazwyczaj bardziej złożona. Odpowiedź na pytanie o użyteczność i niezastępowalność eksperymentów na zwierzętach najpewniej także należy do tej złożonej rzeczywistości. Nigdy nie podjęłam się i nie podejmuję się nadal rozstrzygać w tym względzie, nawet na potrzeby prywatnej rozmowy, co dopiero publicznej wypowiedzi. Niemniej myślę, że jest parę kwestii, o których warto w tym temacie pamiętać.

Po pierwsze, jak zauważył kiedyś teoretyk praw zwierząt Gary Francione, jeśli jest jakaś forma wykorzystywania zwierząt, która nie jest w oczywisty sposób trywialna to są nią właśnie eksperymenty na zwierzętach służące postępowi w medycynie, bo mają służyć ratowaniu zdrowia i życia ludzkiego.

Dlatego dziwi mnie fakt, że jest szereg osób przeciwnych takim eksperymentom, które równocześnie nie są weganami. Są zatem przeciwni najmniej trywialnej eksploatacji zwierząt i równocześnie korzystają z eksploatacji i zabijania zwierząt z tak trywialnych powodów jak podtrzymanie pewnego stylu życia – przyzwyczajeń i smaków. Tam, gdzie istnieje dostęp do zróżnicowanej żywności roślinnej i witaminy B12 (apteka), jedzenie mięsa, nabiału i jaj wymaga krzywdzenia zwierząt i równocześnie jest zbędne. O zamianę skórzanej, wełnianej i futrzanej odzieży na nieodzwierzęce odpowiedniki też nie jest trudno.

Po drugie, w dyskusji o sprzeciwie wobec eksperymentów na zwierzętach brakuje szerszego kontekstu, jakim jest powszechna eksploatacja zwierząt (głównie na jedzenie i odzież). Przecież eksperymenty na zwierzętach nie są jakąś piekielną wyspą na oceanie powszechnego szacunku wobec zwierząt. Niewegańscy przeciwnicy wiwisekcji są tego jaskrawym dowodem. To złudzenie wyjątkowości zapewnia eksperymentom na zwierzętach retoryka działań w tym zakresie, która wpisuje się w schemat kampanii jednotematycznej. Reflektor skierowany na eksperymenty równocześnie pozostawia w cieniu pozostałe formy eksploatacji zwierząt.

Eksperymenty na zwierzętach nie są wyjątkiem. Wpisują się w powszechny szowinizm gatunkowy, który przedkłada najbardziej trywialne zachcianki ludzi nad większość żywotnych interesów zwierząt. Widać to w naszym stylu życia – począwszy od wyborów, jakich dokonujemy w sklepie spożywczym i odzieżowym a kończąc na różnorakich formach hobby i rozrywki z krzywdzącym wykorzystaniem zwierząt, np. cyrkach, jeździectwie czy hodowli zwierząt, gdzie nie cofamy się przed selekcją hodowlaną, która będzie szkodliwa dla zwierząt (np. miniaturyzowanie, spłaszczone twarzoczaszki, wydłużone tułowia czy skrócone nogi).

Powszechne w tym wszystkim jest właśnie użytkowe i przedmiotowe podejście do zwierząt – hodowla, sprzedaż, kupno, wynajem, eksploatacja, zabijanie. To szacunek, autentyczna troska, opieka i ochrona są na tym tle wyjątkiem. Powinniśmy o nie dbać i starać się, by nie były selektywne. W przeciwnym razie będziemy mieć niewegańskich przeciwników wiwisekcji, którzy na dodatek poprą rezygnację z testowania na psach nawet jeśli będzie to tylko oznaczało przerzucenie się na szczury. Nie mówiąc już o ludziach troszczących się o psy i koty a zupełnie odcinający się od szacunku wobec krów, świń czy kur.

Po trzecie, eksperymentatorzy pochodzą właśnie z tego szerszego kontekstu (bo skąd mieliby pochodzić?). Trudno się dziwić, że akceptują eksperymenty na zwierzętach, skoro wychowali się w społeczeństwie korzystającym z eksploatacji zwierząt na co dzień a następnie przeszli przez studia, które dodatkowo przyzwyczaiły ich do myślenia o zwierzętach jako naukowych przyborach, narzędziach czy modelach.

Wydaje mi się, że nie można świata nauki wyabstrahować z życia społecznego. Naukowcy są częścią społeczeństwa i są tacy jak społeczeństwo. Im więcej w społeczeństwie będzie ruchu w kierunku zmiany pozycji zwierząt pozaludzkich i poszanowania ich interesów i praw, tym więcej będzie takich ludzi wśród naukowców.

Po czwarte, trzeba pamiętać, że eksperymenty na zwierzętach to cały przemysł, z którego żyje wiele podmiotów i ludzi. To firmy hodujące zwierzęta, sprzedające karmę, klatki i ich wyposażenie a także cały „osprzęt” do najprzeróżniejszych eksperymentów. Przemysł ten trzyma się więc nie tylko dzięki szowinizmowi gatunkowemu, który zwalnia ludzi z poczucia obowiązku do intensywnego poszukiwania metod zdobywania wiedzy bez krzywdzenia zwierząt. Branża żyje także napędzana siłą zainwestowanych w nie pieniędzy i siłą bezwładu. Potrzebna jest duża wola i siła, by w tej dziedzinie nastąpiły znaczące zmiany w kierunku odejścia od krzywdzącego wykorzystania zwierząt.

Interniche to organizacja non-profit założoną w 1988 roku w Wielkiej Brytanii, której celem jest opracowywanie i promowanie alternatyw do szkodliwego wykorzystania zwierząt w edukacji na kierunkach medycyna, weterynaria, biologia. Chodzi o to, by studenci mieli możliwość zdobywania wiedzy i umiejętności na oprogramowaniu i z użyciem manekinów i przyrządów bez krzywdzenia zwierząt. Celem jest też, by od początku swojej kariery zawodowej mogli mieć doświadczenie pozytywnego kontaktu ze zwierzętami (szczególnie studenci weterynarii) poprzez praktykę w gabinetach weterynaryjnych albo doświadczenie nauki na etycznie pozyskanych zwłokach zwierząt (na przykład przekazanych przez opiekuna po eutanazji).

Jak na wykładzie w 2019 roku powiedział Nick Jukes, założyciel Interniche, jedną z umiejętności klinicznych, którą studenci powinni nabywać w toku nauki jest troska. Kiedy zaś uczą się w sposób, który wymaga okaleczania i zabijania zwierząt, „umiejętnością”, którą przy okazji nabywają jest zobojętnienie.

Praca organizacji takich jak Interniche jest niezwykle cenna. Mam nadzieję, że pozwoli zasilić świat naukowy ludźmi, którzy aktywnie będą opracowywać metody poszukiwania leków i terapii bez eksperymentów na zwierzętach dlatego, że zależy im zarówno na dobru ludzi jak i zwierząt. Jest to moim zdaniem cenniejszy kierunek niż zrównywanie na siłę wszystkich eksperymentów na zwierzętach jako bezużytecznych i niosących zerową wartość poznawczą.

Podobnie, bardziej wiarygodni są dla mnie wegańscy dietetycy, którzy skupiają się na doradzaniu ludziom jak żyć zdrowo na diecie roślinnej w oparciu o dostępne informacje niż dietetycy, którzy na siłę wrzucają wszystkie produkty odzwierzęce do worka „szkodliwe” i w ten sposób, strachem, próbują przekonywać do diety roślinnej.

Oglądaj dalej:

Wykład Nicka Jukesa na temat Interniche (2019)


Katarzyna Biernacka

Zajmuję się prawami zwierząt i jestem weganką. Przez 10 lat (2006-2016) działałam w Stowarzyszeniu Empatia. Interesuję się krytycznym (oraz bezkrytycznym) myśleniem i psychologią społeczną. Prawa człowieka są dla mnie oczywistym punktem odniesienia w temacie praw zwierząt. Z wykształcenia jestem nauczycielką angielskiego. Od jakiegoś czasu, w ramach wolontariatu, uczę polskiego. Lubię pisać, czytać i mówić (kolejność tego lubienia bywa różna).