Między nami zwierzętami – Anna Augustyniak

1. Nieobecny przedmiot odniesienia

Czytając tomik poezji „Między nami zwierzętami” Anny Augustyniak, myślałam często o amerykańskiej feministce i wegance Carol J. Adams i o pojęciu „the absent referent”, jakie wprowadziła ona trzydzieści lat temu w swojej książce „The Sexual Politics of Meat”. Tym nieobecnym punktem/przedmiotem odniesienia są zwierzęta. Kiedy na talerzu ląduje mięso, z talerza równocześnie znika indywidualne zwierzę, jego śmierć i przemoc towarzysząca hodowli i zabijaniu. Świat konsumenta (jego świadomość i działanie) jest oddzielony od świata cierpienia i śmierci zwierzęcia. Tych światów się nie miesza. Dla zachowania porządku i świętego spokoju.

2. Nie znam się na poezji, ale byłam po obu stronach

Nie znam się na poezji, wiersze czytam bardzo rzadko. Piszę więc o tym tomiku przede wszystkim jako wieloletnia weganka, a więc osoba zainteresowana stosunkiem człowieka do innych zwierząt i podważająca zastany nieporządek rzeczy. Jestem też osobą, która weganką przez pierwsze 30 lat swojego życia nie była. Dobrze więc pamiętam stan niepodważania status quo. Jestem także post-katolicką ateistką. Mogę zatem powiedzieć, że mnie kiedyś, jak autorkę obecnie, nurtowały kwestie dobra i zła z perspektywy, w której istniała postać Boga.

3. Transgresja, odszufladkowanie, słownictwo

Moje powracanie w myślach do nieobecnego punktu/przedmiotu odniesienia (Carol J.Adams) jest nieprzypadkowe. Anna Augustyniak nieustannie, spokojnym, ale bardzo konsekwentnym głosem uobecnia nieobecne zwierzęta, burzy mur między dwoma światami. Jest więc świat smacznej, jeszcze ciepłej kaszanki, zimnych nóżek (koniecznie z octem albo cytryną), jest śpiewanie piosenki podczas oglądania programu Zwierzyniec. I zaraz obok jest świat, gdzie człowiek zabija świnię (tzw. świniobicie na wsi), ludzie hodują świnie na zimnej posadzce i, znowu, ludzie stają się grobem dla tych tych, które są kudłate i łaciate, pręgowane i skrzydlate. Niepokojąca (i konieczna) to transgresja, ciągłe odszufladkowywanie.

Podoba mi się słownictwo. W języku hodowlanym jest takie określenie „żywiec rzeźny”. Autorka w różnych odsłonach pokazuje, jak traktowanie zwierząt jako martwych za życia przekłada na indywidualne zwierzę. O hodowanej świni autorka pisze:

Różowa skóra jest zwyczajnie ładna
i bogata w tłuszcze, a pod nią schabowe kotlety
na betonowej posadzce bez podściółki
(sprzątanie cuchnącej podściółki
byłoby upiorne dla ludzi) zimne nóżki
(koniecznie z octem albo cytryną).(1)

Uprzedmiotowienie nie kończy się na etapie życia zwierzęcia. Ma miejsce także po jego śmierci. Traktując czyjeś martwe ciało jak rzecz, my konsumenci zabijamy tego kogoś ponownie, unieważniając jego życie.:

Wnosząc w dom swój
kawałek czyjegoś życia, choć bez życia,
zabija się tego, którego zabito,
chowając (jak do trumny) do lodówki.(2)

Bardzo ciekawego zabiegu dokonała autorka po prostu zamieniając słowo „ciało” w „mięso” w wierszu o Chrystusie pt. „o nieboszczyku”. Jest tam więc „najsłynniejszy w dziejach organizm (…) mięso i krew Chrystusa”, a Chrystus „przetworzył agonię w najchodliwszy towar, lądujący teraz i na wieki na językach ludzi”. No tak, skoro jedzą i piją, to ciało stało się mięsem.

W katolicyzmie przeistoczenie opłatka w ciało (tutaj: mięso) rozumie się dosłownie, nie metaforycznie/symbolicznie czy duchowo. Jeśli komuś przeszkadza „mięso” w tym kontekście, to być może jest tak dlatego, że do mięsa mamy stosunek ambiwalentny – zarazem lubimy (czasem wręcz pożądamy), a równocześnie to lubienie jest podszyte pogardą do zwierząt, które zabijamy w tym celu. Zatem „ciało” brzmi godnie, a „mięso” już nie. Stąd pewnie zgrzyt, który jednak coś nam może uświadomić.

3. Zestawienie holokaustów

Autorka mówi w paru wierszach o holokauście, Holokauście i Zagładzie. Przywołuje słynny cytat z I.B. Singera, że „dla zwierząt wszyscy ludzie są nazistami”. Ja coraz częściej nie lubię takich porównań, szczególnie jeśli występują na plakatach, służą jako hasła, po które łatwo się sięga, by szybko wzbudzić kontrowersje i rozgłos. Budzi we mnie niesmak instrumentalne posługiwanie się jedną tragedią, by podbijać wagę innej tragedii. Widzę w tym często trochę lenistwo i trochę lekceważenie. Ale w przypisie do jednego z wierszy autorka mówi, że jeździ regularnie do obozów koncentracyjnych, zwłaszcza do Oświęcimia, „żeby zrozumieć, jak jedni mogli/mogą wykorzystywać drugich”, czego „nie da się wyjaśnić”. Nie mam więc wrażenia, że Holokaust (ten z dużej litery) autorka traktuje instrumentalnie. Po przeczytaniu tomiku dochodzę do wniosku, że autorka posługując się tym porównaniem, stawia akcent na podobieństwo systemowego i pełnego obojętności zadawania cierpienia i krzywdy, choć niewątpliwie zestawia ze sobą także ofiary.

4. Nadzieja na ostateczną sprawiedliwość?

Tak, w tych wierszach religia jest stałym elementem. Pytanie o brak reakcji Boga na zło, refleksja nad tym, czy udręczone, zabijane, konsumowane i trawione zwierzęta kiedyś zmartwychwstaną i zostaną zbawione. Przywodzi mi to na myśl „Teologię zwierząt” anglikańskiego duchownego Andrew Linzeya, który podnosi wartość zwierząt, jako istot również stworzonych przez Boga, i przychyla się do interpretacji, w której dominację natury powinniśmy zastąpić etyką szczodrości.

Ja w Boga nie wierzę, więc mnie te pytania przenoszą raczej na płaszczyznę wartości, w której zarówno szczodrość jak i sprawiedliwość (w sensie sprawiedliwe – pełne szacunku traktowanie, nie oko za oko) pełnią ważną rolę. Co więcej, czysto ziemska perspektywa ateistki jest dużo bardziej nagląca. Nie ma w niej bowiem nadziei na odbicie sobie cierpienia przez zwierzęta wiecznym szczęściem na niebieskich pastwiskach. Jednak gdybym dziś nadal była katoliczką, to podejrzewam, że bliskie by mi były rozważania autorki.

5. Człowieczeństwo

Tomik rozpoczynają słowa „ Jeśli wytrzymasz całą prawdę i nie stracisz zmysłów, staniesz się w pełni człowiekiem”. Faktycznie, zamykanie oczu i uszu i udawanie, że nieobecny przedmiot odniesienia (zwierzęta i zaplecze naszego mięsa, nabiału i jaj) nie istnieje, jest niedojrzałe.

Czym jest pełnia człowieczeństwa? Trudne pytanie. Niewątpliwie, kojarzy mi się jednak z dojrzałością i stawianiem czoła trudnym tematom. Jednym z nich jest nasz stosunek do zwierząt pozaludzkich. To temat rzeka, uwierzcie mi, siedzę w nim już długo, a rzeka ta wydaje mi się coraz głębsza i szersza. Mieści się tu i kwestia naszego stosunku do własnego gatunku, jego miejsca w świecie. Jest też miejsce na krytyczne spojrzenie na własną kulturę, w której co prawda zauważamy zwierzęta, ale nasza uwaga, empatia i gotowość do ochrony czy niezgoda na krzywdzenie jest bardzo selektywna, a jej meandry (kultury, uwagi, empatii) zadziwiają swoją niekonsekwencją i praktycznym wymiarem dobra i zła, jakie jesteśmy gotowi wyrządzać lub na które (to drugie) jesteśmy gotowi przymykać oko.

Podsumowując, konwencjonalne podejście do zwierząt (kochane kotki i smaczne krówki) nie wystarczy – przynajmniej moim zdaniem, byśmy osiągali w tym zakresie pełnię człowieczeństwa.

6. Obowiązek mówienia

W pewnym sensie identyfikuję się z poczuciem obowiązku i zarazem pesymizmem, który wyraża autorka pisząc:

Moja mowa jest jak miedź brzęcząca,
a powinna przeszywać bólem, który zadajecie,
abyście usłyszeli głos wołającej na pustyni.(3)

Mogę mieć tylko nadzieję, że wiele głosów, w tym silny głos Anny Augustyniak, złoży się w – no właśnie, w co – chyba w gorący apel o przyzwoitość i sprawiedliwość i że ze swoich oaz spokoju ludzie zaczną coraz częściej wychodzić na tę pustynię.

Dziękuję Wydawnictwu słowo / obraz terytoria za egzemplarz recenzencki i zaproszenie do zrecenzowania tomiku Anny Augustyniak „Między nami zwierzętami”

Wykorzystałam fragmenty wierszy:

1. o piosenkach
2. o trawieniu
3. o mojej mowie

Czytaj dalej: