Przymusowe wczasy z jarmużem

Słyszeliście o przymusowych wczasach z jarmużem i uważnością? Taki los czeka uciśnionych wszystkożerców – wieszczy (ni to żartem) Agata Passent w felietonie w Tygodniku Polityka. Równocześnie dziennikarka, jakby niepomna niebezpieczeństw, deklaruje własną wszystkożerność (co za odwaga!) i wymienia kategorie produktów przez siebie spożywane: a to mięso (oczywiście na pierwszym miejscu), a to nabiał (na godnej drugiej pozycji), a to flaki (polska tradycja) a to różne pomniejsze zwierzęta morskie (powiew europejskości).

Wymienione kategorie stanowią niemniej zaskakująco mały zakres jak na rzeczoną wszystkożerność. Zastanawiam się, dlaczego kojarzy się ona (nie tylko Agacie Passent) tylko z produktami odzwierzęcymi. Co z warzywami, owocami, zbożami, orzechami i pestkami? Moje roślinocentryczne pytanie pada jednak na jałową glebę. Żyjemy w końcu w erze hodowli przemysłowej, która zaowocowała obsesyjnym wręcz skupieniem na produktach odzwierzęcych jako źródle wszelkiego dobra – składników odżywczych i wyjątkowego (przecież!) smaku.

Używając określenia „wszystkożerność” Passent dyskretnie (lub nie) sugeruje, że taki sposób odżywiania się jest całkowicie naturalny (tak człowiekowi każe Matka Natura, tak jest dobrze). Następnie, dziennikarka roztacza wizję prześladowań, jakie niewinnym wszystkożercom szykują bezwzględni weganie (ostracyzm a także wspomniane już przymusowe wczasy z jarmużem i uważnością).

Choć rozumiem, że felieton rządzi się swoimi prawami (autor może pisać stylem nieformalnym i w miarę dowolnie posługiwać się własnym poczuciem humoru), to jednak poza strefą żartów, które mogą się podobać albo i nie (i nic mi do tego) pojawia się jednak natężenie bezmyślności, które budzi mój niesmak i sprzeciw. Czasem wydaje mi się po prostu, że felietonista powinien wiedzieć/czuć i znać proporcje lepiej. Sprawa staje się tym bardziej paląca, że Passent należy do „wszystkożernej” większości, której codzienne wybory są tragicznie niedopasowane do dzisiejszych zmian klimatycznych.

Zatem jaką wiedzę, empatię i wyczucie proporcji powinna mieć felietonistka? Po pierwsze, trzeba wiedzieć, że kolejne międzynarodowe badania naukowe pokazują, że produkcja żywności pochodzenia zwierzęcego (mięso, nabiał, jaja, ryby) jest ogółem znacznie gorsza niż produkcja żywności roślinnej (warzywa, owoce, zboża, itp.). Chodzi o znacznie większe zużycie wody, areału ziemi, o zanieczyszczenie środowiska, czy produkcję gazów cieplarnianych. Przy nieustannie rosnącej globalnie populacji ludzkiej, sprawa jest tym pilniejsza. Potrzebę zajmowania się tym tematem powinni jeszcze mocniej odczuwać ludzie posiadający dzieci, bo to ich potomstwo będzie w zwiększonym stopniu doświadczać skutków występujących dziś problemów (w felietonie Agata Passent wspomina, że jest matką. Mówi też, że ogranicza mięso, ale po buńczucznej deklaracji o wszystkożerności, nie brzmi to specjalnie obiecująco).

Po drugie, jeśli chodzi o empatię, to mam na myśli tę wobec zwierząt (tych zdolnych do cierpienia, a więc na pewno kręgowców takich jak krowy, świnie, kury czy ryby). W erze, w której coraz szerzej myślimy o ruchach antydyskryminacyjnych, wychodzenie poza czubek nosa własnego gatunku nie jest już żadnym pionierskim wyczynem. Zresztą pierwsze Towarzystwo Wegańskie w Europie powstało w Anglii już podczas II wojny światowej i miało charakter stricte etyczny: przeciwko okrucieństwu wobec i eksploatacji zwierząt.

No i po trzecie, kwestia proporcji: jeśli należysz do uprzywilejowanej większości, a wydaje Ci się, że jesteś członkiem uciemiężonej mniejszości, to wybacz, ale Twoje utyskiwania nie wzbudzą współczucia.„Ciemiężeni” wszystkożercy przypominają pod tym względem niektórych katolików w Polsce, którzy podnoszą, że są dyskryminowani należąc do większości polskiego społeczeństwa i do organizacji – Kościoła Katolickiego – korzystającej z wielu przywilejów (ulgi podatkowe, formacja religijna w szkołach na koszt Państwa).

Osoby „wszystkożerne” są podobną, jeśli nie większą niż katolicy, większością w Polsce. Ostracyzm ze strony małego odsetka, jaki stanowią weganie, spotkać ich nie może, a przymusowe wydaje się raczej (w praktyce) jedzenie produktów odzwierzęcych a nie marchewki i jarmużu. To weganin, nie „wszystkożerca”, musi poprosić (czasem wręcz wystarać się) o danie roślinne i wysłuchać przy tym porcji niewybrednych żartów. Wszystkożerny Nowak czy Kowalska nikomu z jedzenia mięsa tłumaczyć się nie musi i praktycznie zawsze je dostanie (jest to domyślna część menu większości restauracji i stołówek). Komentarz Passent udający, że jest odwrotnie (nawet w formie żartu) jest więc tak samo śmieszny jak obraz prześladowanego za przekonania religijne katolika w Polsce.

Wiedzy, empatii i proporcji, tego nam trzeba, tak w codziennym życiu jak i w felietonie. W życiu, by było znośne dla wszystkich, w felietonie, by mógł być naprawdę zabawny.

Czytaj dalej: