Policzymy punkty za cierpienie zwierząt?
Weganizm czy fleksitarianizm? Wstrzemięźliwość, która (jak twierdzą jedni) na pewno potrwa bardzo krótko, czy pożyteczny luzik, który (podobno) na bank zagości na dłużej? Weganizm (niesłusznie) utożsamiany z ascezą wciąż nie ma dobrej prasy. Zrozumiałe (choć smutne), jeśli złe zdanie mają o weganizmie smakosze jajecznicy na maśle i bekonie, którzy twardo odmawiają refleksji nad eksploatacją zwierząt. Konflikt interesów jest tu ewidentny. Zdumiewające jednak, jeśli to sami weganie (tylko niektórzy oczywiście) wolą polecać fleksitarianizm, twierdząc, że to bardziej efektywne rozwiązanie.
W książce pod – zdawałoby się – jednoznacznym tytułem „Go Vegan” Orestes Kowalski pisze: „Przede wszystkim nie namawiam nikogo do całkowitej diety roślinnej [jak to?!]”, po czym dodaje: „choć oczywiście przed nią nie przestrzegam i będę gorąco kibicował każdemu krokowi postawionemu na ścieżce ku diecie w pełni roślinnej.”[uff!]
Następnie Kowalski kontynuuje: „Warto jednak mierzyć siły na zamiary, bo zdecydowanie lepsze dla zwierząt i środowiska będzie trwałe ograniczenie spożycia produktów odzwierzęcych niż weganizm trwający trzy miesiące, po którym nastąpi odwrót do starych nawyków.”
Tezę o wyższości fleksitarianizmu i skazanych na niepowodzenie próbach weganizmu słyszałam już nie raz. Zastanawiałam się w związku z tym, jak porównać zachowanie weganina o słomianym zapale do osób ograniczających produkty odzwierzęce. Uznałam jednak, że aby to porównanie mogło mieć jakikolwiek sens, trzeba doprecyzować to „ograniczanie”. Co mi wyszło?
Dokonałam pewnego obliczenia. Jest ono szacunkowe i hipotetyczne, ale innego być nie może. Sądzę, że jednak, że lepiej jest dokonać jakiegokolwiek obliczenia, by mieć podstawy do jakichkolwiek wniosków. Bez obliczeń, bezpodstawne stają się rozumiejące się „same przez się” dychotomiczne stwierdzenia, że lepszy trwały fleksitarianizm niż trzymiesięczny weganizm. Moje wyliczenie jest uproszczone i dotyczy tylko diety roślinnej. Pamiętajmy równocześnie, że osoba decydująca się na weganizm, stara się nie uczestniczyć w eksploatacji zwierząt w wielu obszarach.
Sama dieta zatem. Moje obliczenie polega na przyznawaniu punktów, przy czym im więcej punktów tym gorzej dla „gracza”, bo każdy punkt to porcja produktów odzwierzęcych, a więc punkt przyznany za udział w eksploatacji zwierząt.
Dietę konwencjonalną w stylu świata zachodniego oceniłam na 8 punktów dziennie. Dwa posiłki z mięsem, nabiałem i jajami po 3 punkty i jeden lżejszy posiłek za 2 punkty. Mięso w moim wyliczeniu to zarówno mięso na ciepło, np. kotlet schabowy, jaki i na zimno, np. wędlina. Mięso to nie tylko mięśnie ssaków i ptaków, ale także inych zwierząt, np. ryb czy ośmiornic. Zatem dieta konwencjonalna daje 8 punktów za dzień, 56 punktów tygodniowo, 224 punkty miesięcznie i 2688 punktów rocznie. Weganin (na razie bez słomianego zapału) cały ten czas ma zero punktów.
Teraz spójrzmy na dietę fleksitariańską w jedynej wersji zdefiniowanej przez autora: mamy więc sytuację, w której osoba stosująca dietę konwencjonalną dwa razy w tygodniu zastępuje w jednym posiłku mięso strączkami. Czyli tygodniowo zarobi nie 56 tylko 54 punkty, miesięcznie 216, a rocznie 2592 punkty. Jest to 96 punktów rocznie mniej niż dieta konwencjonalna.
I teraz weźmy hipotetyczną sytuację, o której wspominał Kowalski: z jednej strony ktoś był 3 miesiące weganinem i potem wrócił do diety konwencjonalnej (czyli do eksploatacji zwierząt); z drugiej strony mamy osobę, która postanowiła dwa razy w tygodniu zamiast mięsa zjesć na obiad strączki i tak trzyma już cały rok. Ponieważ nie mówimy o prawach zwierząt tylko tak zwanym ograniczaniu cierpienia, to system punktacyjny ma tu sens.
I tak: za 3 miesiące weganizmu mamy 0 punktów. Za pozostałe 9 miesięcy roku diety konwencjonalnej mamy 2016 punktów. Osoba cały rok stosująca opisaną wersję fleksitarianizmu za cały rok zarobiła 2592 punkty, czyli więcej niż osoba z 3miesięcznym weganizmem o 576 punktów!
Po całym roku nie sprawdza się teza Kowalskiego o wyższości fleksitarianizmu. Z punktu widzenia punktów za cierpienie, lepsza okazuje się opcja trzymiesięcznego weganizmu. Spojrzałam jeszcze na to porównanie w perspektywie 2,3,4 i 5 lat. Perspektywie oczywiście hipotetycznej. Osoba fleksi nie musi przecież zawsze pamiętać, by zjeść posiłek bezmięsny dwa razy w tygodniu, szczególnie jeśli ktoś zaoferuje mu jakąś szczególnie kuszącą propozycję pysznego dewolaj, czy wspaniałych żeberek. Osoba z 3 miesięcznym doświadczeniem weganizmu z kolei, może – szczególnie jeśli to doświadczenie było jakkolwiej dobre w sensie smaczne (a podejrzewam, że jakieś smaczne potrawy wegańskie ta osoba poznała) i jeśli to doświadczenie było jakkolwiej znaczące w tym sensie, że było też miejsce na refleksję etyczną, to można równie dobrze założyć, że nie będzie się cały czas trzymać diety konwencjonalnej, tylko momenty i okresy fleksi będą się jej zdarzać i tych punktów zarobi mniej.
No ale, trzymając się szacunków na sztywno, zrobiłam moje wyliczenie: a więc z jednej strony osoba z 3 miesięcznym okresem weganizmu, która tak się do weganizmu zniechęciła, że twardo przez okres kolejnych 9 miesięcy i następnie 4 lat sumiennie pilnowała 8 punktów dziennie diety konwencjonalnej. Z drugiej strony osoba, która jest tak całkowicie zrelaksowana minimalnymi wymogami fleksitarianizmu, że sumiennie we wtorki i czwartki (a może piątki) jadła na obiad strączki. I co mi wyszło na koniec tych 5 lat?
Pierwsza osoba, ta z marnymi 3 miesiącami weganizmu, zarobiła 12768 punktów, a osoba fleksi 12 960. Okazuje się, że nawet 3 miesięczy weganizm wciąż wygrywał w punktacji po pięciu latach o 192 punkty.
Na koniec podkreślę, że w moim wyliczeniu nie chodzi mi oczywiście o propagowanie paromiesięcznych okresów diety roślinnej. Jestem przekonana, że eksploatacja zwierząt jest czymś złym, bo uprzedmiatawia zwierzęta, przynosząc cierpienie i śmierć. Uważam też, że jest nieusprawiedliwiona moralnie, jeśli możemy się bez niej obejść. Dlatego promuję weganizm (sprzeciw wobec eksploatacji zwierząt) i wierzę, że w takim miejscu jak Polska, dieta roślinna (i unikanie innych form eksploatacji) jest w większości przypadków możliwe i wykonalne. Obliczenie wykonałam z czystej ciekawości i dlatego, że nie lubię rzeczy „rozumiejących się same przez się”.
Bezpośrednią inspiracją do wyliczenia było przygotowanie mojej recenzja książki “Go Vegan” Orestesa Kowalskiego, dostępna na moim kanale na Youtube’ie.
Katarzyna Biernacka
Zajmuję się prawami zwierząt i jestem weganką. Przez 10 lat (2006-2016) działałam w Stowarzyszeniu Empatia. Interesuję się krytycznym (oraz bezkrytycznym) myśleniem i psychologią społeczną. Prawa człowieka są dla mnie oczywistym punktem odniesienia w temacie praw zwierząt. Z wykształcenia jestem nauczycielką angielskiego. Od jakiegoś czasu, w ramach wolontariatu, uczę polskiego. Lubię pisać, czytać i mówić (kolejność tego lubienia bywa różna).