Komu obywatelstwo? – recenzja „Zoopolis”

To dobrze, że teorią praw zwierząt, a także jej praktycznym wymiarem, interesują się ludzie różnych zawodów – filozofowie, co oczywiste, ale też prawnicy, socjolodzy, psycholodzy czy, jak w przypadku „Zoopolis”, politolodzy. Co prawda mówi się, że młotkowy wszystko będzie chciał załatwić młotkiem, a nie każdy problem przypomina akurat gwóźdź, to jednak rosnąca liczba specjalistów używających do analizy swoich wyspecjalizowanych narzędzi może ostatecznie, na zasadzie komplementarności, coraz lepiej dostrzegać poszczególne aspekty praw zwierząt i proponować adekwatne rozwiązania. Temat to przecież bardzo złożony i jeśli ma w sobie coś z gwoździa, to z pewnością jest to gwóźdź będący częścią większej całości.

I faktycznie, dogłębna  znajomość danej dziedziny pomaga drążyć temat pod określonym kątem. Filozofowie rozwijają kwestie związane z etyką np. pytają o granice wspólnoty moralnej – czy mają do niej należeć tylko ludzie? Prawnicy zastanawiają się, jakie zastosowanie może mieć prawo np. czy ma być tylko narzędziem dyscyplinującym nas do respektowania uznanych praw i obowiązków czy też wyznaczać nowe horyzonty naszych zobowiązań i nowe granice naszej wolności. Psycholodzy zwracają uwagę na fakt, że nie jesteśmy tylko i wyłącznie racjonalni, bo nasze myślenie i postępowanie zależą także od emocji, preferencji, mechanizmów obronnych, myślenia opartego na skrótach myślowych, presji społecznej czy okoliczności, w jakich się znaleźliśmy. Socjolodzy zaś, zamiast analizować poszczególnych ludzi, przyglądają się społeczeństwu bardziej z lotu ptaka i np. pytają, na czym polega zmiana społeczna.

Jak to się przekłada na „Zoopolis”? Sue Donaldson jest filozofką, a Will Kymlicka – filozofem politycznym, którego głównym polem zainteresowań jest wielokulturowość, prawa mniejszości i teoria obywatelstwa. Niewątpliwie przez taki właśnie filtr przechodzi w „Zoopolis” teoria praw zwierząt. Patrząc na zwierzęta przez pryzmat rodzaju relacji, w jakie z nimi wchodzimy, i w jakie one wchodzą lub nie chcą wchodzić z nami (autorzy podkreślają sprawczość, preferencje i wolę pochodzące również ze strony zwierząt), Donaldson i Kymlicka (D&K) wykorzystują teorię obywatelstwa i terminy z nią związane, by naszkicować pożądane ramy tych relacji i reguły, jakie powinny nimi rządzić.

Nasze relacje ze zwierzętami i podział zwierząt na grupy

D&K podkreślają, że tradycyjna teoria praw zwierząt w różnych odsłonach mówi tylko o dwóch grupach zwierząt i ma wobec nich bardzo konkretne zamiary: 1) zwierzęta udomowione, którymi należy się opiekować, ale zarazem przestać rozmnażać i doprowadzić w praktyce do wymarcia gatunków udomowionych, bo ten rodzaj relacji wiąże się z całkowitym uzależnieniem, wykorzystywaniem, przemocą i eksploatacją, i 2) zwierzęta dzikie, które należy zostawić w świętym spokoju tam, gdzie żyją z dala od ludzi. Według autorów „Zoopolis” ani podział na udomowione i dzikie, ani realizacja praw poprzez doprowadzenie do wymarcia czy zostawienie w spokoju nie odpowiadają złożonej rzeczywistości naszych relacji, ani nie realizują w pełni praw zwierząt.

Biorąc pod uwagę kryterium relacji ludzie – zwierzęta, D&K dzielą zwierzęta na trzy grupy: udomowione, dzikie i liminalne, te ostatnie zawieszone gdzieś pomiędzy światem pierwszej i drugiej grupy – nie udomowione, ale równocześnie mieszkające blisko ludzi, np. szczury, wróble czy gołębie.  W każdej z grup autorzy obserwują dalsze podziały w zależności od stosunku ludzi do danej grupy zwierząt, czy mniej lub bardziej elastycznej zależności zwierząt od nas, itd.

D&K podtrzymują podstawowy postulat teorii praw zwierząt, czyli prawa negatywne dla zwierząt charakteryzujących się doznaniowością (sentience): prawo do niebycia torturowanym, zabijanym, prawo do niebycia traktowanym jak przedmiot, prawo do niebycia czyjąś własnością. Autorzy uzupełniają jednak te postulaty o teorię obywatelstwa, prawa pozytywne i obowiązki.

W przypadku zwierząt udomowionych proponują wprowadzenie statusu obywatelstwa wzorując się do pewnego stopnia na postulatach wychodzących ze środowiska ruchu na rzecz osób z niepełnosprawnością intelektualną, gdzie zależność nie musi się automatycznie wiązać z utratą godności i krzywdzącym wykorzystaniem, zaś sprawczość jest zdolnością stopniowalną, rozpostartą na pewnym spektrum i może realizować się w relacjach zaufania z opiekunem. Opiekun odczytuje potrzeby, pragnienia i preferencje komunikowane przez podopiecznego i jest jego społecznym i politycznym reprezentantem, dzięki czemu politykę społeczną kształtuje się z uwzględnieniem tak reprezentowanych grup, co może według autorów znaleźć zastosowanie także w przypadku zwierząt udomowionych.

W tak skonstruowanym świecie z pewnością nie ma miejsca na eksploatację zwierząt przynoszącą im cierpienie i śmierć. Niemniej, D&K dopuszczają formy relacji charakteryzujące się według nich wymianą korzyści – ludzie opiekujący się kurami i jedzący ich jajka, czy też ludzie utrzymujący stada owiec, by te „pielęgnowały” krajobraz. Obowiązkiem nałożonym na zwierzęta udomowione byłaby socjalizacja do życia w społeczności ludzko-zwierzęcej (np. dla psa mieszkającego w mieście byłaby to umiejętność chodzenia po schodach, jeżdżenia windą, spokojnego zachowania wobec mijających przechodniów, rowerów, samochodów), przy czym autorzy sugerują, że socjalizacja taka powinna odbywać się też w drugą stronę (co wybiórczo już ma miejsce, kiedy dzieci uczą się w szkole jak rozumieć język ciała, szczekanie i zachowanie psów).

W odniesieniu do zwierząt dzikich D&K podkreślają brak tak ścisłego rozgraniczenia geograficznego  siedzib ludzkich od siedlisk zwierząt, co w praktyce uniemożliwia „załatwienie” tematu postulatem „dajmy im święty spokój”. Po pierwsze wiele zwierząt migruje (np. bociany) i przemieszcza się przez terytoria zamieszkałe przez ludzi narażając się na obrażenia, choroby i śmierć, kiedy przechodzą przez drogi, przelatują przez miasta, dostają się w strefy zanieczyszczonego powietrza, wody i gleby. Po drugie, siedziby ludzkie się rozrastają, zagarniając coraz większe tereny, zabierając tym samym miejsce życia zwierząt.

W związku z tą złożonością relacji i aktywnym, biernym i przypadkowym wpływem, jaki wywieramy na życie zwierząt dzikich i przy równoczesnej odrębności takich zwierząt od nas, autorzy proponują zastosowanie terminu suwerenność plasującego się w ramach prawa międzynarodowego. Według D&K różne gatunki zwierząt dzikich powinniśmy traktować jak odrębne narody mające prawo do terytorium, zachowania własnej autonomii i przestrzegania wobec nich zasad sprawiedliwości. Autorzy podkreślają, że akceptacja suwerenności, w uznaniu której ludzie są tylko gośćmi wchodząc na terytorium zwierząt, jest czymś innym niż zarządzanie przyrodą („stewardship”), gdzie ludzie pełnią rolę kierowników np. parku narodowego. D&K zaznaczają też, że suwerenność nie wyklucza ingerencji czy interwencji w życie indywidualnych zwierząt (pomoc łosiowi, który utknął na lodowej krze) czy populacji (szczepienie) pod warunkiem, że respektujemy ich autonomię. Suwerenność musi też zakładać jakąś formę współistnienia tam, gdzie terytoria się nakładają lub przecinają.

Dla zwierząt liminalnych D&K przewidzieli status rezydentury, która uznaje obecność tych zwierząt i nie pozwala traktować ich jako szkodników, ale zarazem – ze względu na brak relacji zażyłości i zaufania – ma charakter bardziej ograniczonych praw i obowiązków niż status współobywateli, jakim cieszyć się mają zwierzęta udomowione. Choć mamy prawo ograniczać ich populację i obecność, to w modelu proponowanym przez D&K musielibyśmy wykazywać się pomysłowością i inteligencją, by robić to w sposób niepowodujący cierpienia ani zabijania zwierząt liminalnych. Przykładem jest tworzenie gołębników w określonych miejscach miasta i stosowanie środków antykoncepcyjnych dla przybywających tam gołębi.

Warunki dla realizowania sprawiedliwości

D&K uzupełniają swoją teorię o ważne podkreślenie, za filozofem Johnem Rawlsem: o ile sprawiedliwość jest konieczna, o tyle by była możliwa muszą być spełnione pewne warunki. „Ludzie są winni innym sprawiedliwość, gdy poszanowanie praw innych nie zagraża ich własnej egzystencji.” Tam, gdzie wyboru nie ma, nie ma możliwości realizowania sprawiedliwości (mieszkam np. w domu opieki, gdzie jem to, co akurat będzie dostępne). Jednak tam, gdzie wybór jest, nie ma powodu odwoływać się do sytuacji, gdzie wyboru nie ma (mam dostęp do diety roślinnej, ale przytaczam hipotetyczne sytuacje, w których nie miałbym wyboru i „dzięki” tym przykładom, uważam, że mam prawo jeść produkty zwierzęce). Zaś tam, gdzie wyboru nie ma, można dążyć do uzyskania okoliczności, w których wybór będzie możliwy (popierać politykę dostępu do diety roślinnej w sektorze publicznym – domy opieki, szpitale, szkoły, itp.) .

Sprawczość

Jedną z ważnych dla mnie rzeczy poruszanych w książce zarówno w odniesieniu do zwierząt udomowionych, dzikich i liminalnych jest sprawczość. Autorzy podkreślają tam wielokrotnie, że to nie tylko ludzie decydują o kontaktach ze zwierzętami, ale zwierzęta także mają tu w miarę możliwości coś do powiedzenia i zamiast pewnego siebie paternalizmu powinniśmy wyostrzyć nasze zmysły, aby zacząć na to zwracać baczniejszą uwagę. Z tą ostrożnością spotkałam się już kiedyś, w książce Andrew Westolla „Szympansy z Azylu Fauna” i jestem wdzięczna za każdym razem, gdy ktoś o tym mówi lub pisze, bo zbyt często my, ludzie, przyjmujemy podejście paternalistyczne, że wiemy lepiej, lub (ewentualnie), że eksperci wiedzą lepiej i że generalnie to wystarczy nam wiedza o gatunku, by wiedzieć „co i jak” na temat każdego przedstawiciela takiej grupy zwierząt.

Wątpliwości, pytania i podziękowania

Choć książkę czytałam z zainteresowaniem i uważam, że wnosi celne spostrzeżenia co do niekompletności dotychczasowego spojrzenia na prawa zwierząt (brak praw pozytywnych i zwierząt liminalnych), to przyglądając się instytucji udomowienia mam spore wątpliwości co do możliwości jej naprawy. Teorię obywatelstwa, suwerenności i rezydentury przyjęłabym jako potrzebną na etap przejściowy, w którym dążylibyśmy – z jednej strony – do znaczącego poprawienia relacji ze zwierzętami udomowionymi, dzikimi i liminalnymi (biorąc pod uwagę nie tylko kwestie sprawiedliwości i opieki tam, gdzie to konieczne, wybierając weganizm, ale też wykazując się uwagą wyczuloną na wolę, preferencje i sprawczość zwierząt), a z drugiej strony – jednak do ograniczenia populacji zwierząt udomowionych nie poprzez robienie im krzywdy, lecz poprzez zapobieganie ich rozmnażaniu.

Pewien niedosyt zostawiła we mnie część praktyczna książki. Autorzy narzekali na brak wyobraźni ze strony dotychczasowych opracowań. Sami nie zaoferowali jednak zbyt wielu przykładów. Słyszałam, że są w trakcie pisania kolejnej książki. Mam nadzieję, że tam swoją teorię i możliwą praktykę wyłożą w dalszych szczegółach.

Na koniec dodam, że cieszę się, że Sue Donaldson i Will Kymlicka opracowali swoją teorię, a także, że doszło do wydania tej książki w Polsce (Oficyna 21) i że dzięki pracy tłumaczy (Marii Wańkowicz i Michała Stefańskiego) tak dobrze mi się ją czytało. Dodam, że za darmo, bo książkę wypożyczyłam z Biblioteki Praw Zwierząt prowadzonej przez Iwonę Kossowską.

Czytaj i oglądaj dalej: