Dlaczego lewica odrzuca prawa zwierząt?

Will Kymlicka, kanadyjski politolog, współautor teorii praw zwierząt opartej na teorii obywatelstwa i inspirowanej prawami ludzi z niepełnosprawnościami, w swoim wykładzie z 2014 roku pt. “Animals and Social Justice” przedstawia spięcia, jakie występują między ruchem praw zwierząt a innymi ruchami na rzecz sprawiedliwości społecznej. Dodaje kontrargumenty i propozycje wzajemnego wsparcia i współpracy. Dzisiejszy wpis na moim blogu jest zrelacjonowaniem tego wykładu, który uważam za bardzo wartościowy. Ewentualne komentarze własne dla uniknięcia niejasności wstawiłam w nawiasy kwadratowe. Na końcu tekstu dodałam słowniczek paru terminów z zakresu socjologii/psychologii.

1 Gdzie stoi ruch praw zwierząt?

Will Kymlicka, jak sam przyznaje, prowokacyjnie stawia tezę, że działający od około 30 lat ruch na rzecz praw zwierząt jest porażką. To prawda, że było parę dobrych momentów, na przykład pewne zmiany legislacyjne typu zakaz występu dzikich zwierząt w zoo, zwiększone kary za okrucieństwo wobec psów, zakaz kojców porodowych, itp. Były też pewne zmiany w postrzeganiu społecznym kwestii dobrostanu zwierząt, zwiększona świadomość w tym względzie. Istnieją szanowane organizacje prozwierzęce z dobrymi budżetami. Niektórzy uważają, że mamy zatem do czynienia z postępem o charakterze kumulatywnym: idziemy od zwycięstwa do zwycięstwa.

Niemniej Kymlicka postrzega sytuację zupełnie inaczej. Porażkę, o której mówi, widzi już w samych liczbach: choć celem ruchu jest zmniejszanie liczby zwierząt krzywdzonych i wykorzystywanych dla ludzkiego pożytku, to w rzeczywistości ta liczba nieustannie rośnie. Co więcej, wszelkie prognozy, jakie Kymlicka widział dotyczące kolejnych 10 lat wskazują, że te liczby jeszcze wzrosną. Obecnie wszystkie kraje na świecie myśląc o swojej gospodarce i społeczeństwie zakładają, że będą nadal polegać na eksploatacji zwierząt. Odsetek ludzi, którzy nie akceptują eksploatacji zwierząt jest bardzo niski. 2-3% w większości krajów zachodnich.

Z jednej strony nie jest to specjalnie zaskakujące. W końcu na wiele sposobów korzystamy z eksploatacji zwierząt, która generuje „strumień przyjemności” (określenie Dinesha Wadiwela przytoczone przez Kymlickę): to, co jemy, to, co nosimy, formy rozrywki, z jakich korzystamy. I ludzie są niechętni, by się z tymi rzeczami pożegnać. Oddawanie się tym przyjemnościom jest usankcjonowane społecznie: przez religię (zwierzęta są tu, by nam służyć), przez kapitalizm (przyzwolenie na uprzedmiotowienie zwierzęcego życia), czy przez wiele filozofii zachodnich (tylko istoty zdolne do racjonalnego myślenia są warte szacunku). Słowem, mamy cały szereg uzasadnień dla eksploatacji zwierząt. Biorąc to wszystko pod uwagę, nie powinniśmy być zdziwieni, że ruch praw zwierząt póki co jest porażką.

2 Lewica odrzuca ruch praw zwierząt

To co Kymlickę interesuje bardziej niż porażka ruchu w ogólnym odbiorze społecznym, to porażka tego ruchu na lewicy. Dlaczego tak niewiele ogranizacji wyraziło zrozumienie dla ruchu na rzecz praw zwierząt. Lewica w zasadzie pozostaje obojętna. A przecież przedstawiciele poszczególych ruchów zazwyczaj, przynajmniej kurtuazyjnie, wyrażają poparcie dla innych ruchów, np. ruch na rzecz praw pracowniczych wyraża poparcie dla ruchu na rzecz praw osób LGBTQ+ itd. To sposób na wyrażenie przynależności do rodziny ruchów sprawiedliwości społecznej. Jednak żaden z tych ruchów, nawet kurtuazyjnie, nie przyznał, że nie powinniśmy budować społeczeństwa i gospodarki na eksploatacji zwierząt. Paradoksalnie ruch na rzecz praw zwierząt wyłonił się z ruchów lewicowych, ale został przez nie osierocony, odrzucony, jest nieakceptowany. Dla Kymlicki jest to zarówno zagadka na poziomie intelektualnym jak i politycznym.

2.1 Kim jest człowiek, kim jest zwierzę (pozaludzkie)?

Kymlicka uważa, że myśl intelektualna ostatnich 40 lat powinna była popchnąć lewicę w kierunku akceptacji ruchu na rzecz praw zwierząt.
Jaka jest lewicowa podstawa moralnego dobra jakim jest ludzkie życie? 150 lat temu Karol Marx miał bardzo szczególne wyjaśnienie:człowiek zasługuje na troskę i szacunek za to, co odróżnia go od zwykłego zwierzęcia: miała być tym zdolność do panowania nad światem zewnętrznym dzięki twórczej pracy opartej na współdziałaniu. Nadawało to naszemu gatunkowi prometejski charakter. Dla Marxa natura, a przez nią rozumiał także zwierzęta, to zaledwie scena, na której ludzie używają swojej siły, by przekształcać świat według swojego zamysłu. Ta zdolność ludzi nadaje im wartość wewnętrzną.

Jednak pogląd ten został odrzucony na lewicy i to nie dlatego, że w związku z nim krzywda dzieje się zwierzętom, ale dlatego, że to podejście stanowiło podstawę do robienia krzywdy innym ludziom. Okazuje się bowiem, że jedni ludzie są bardziej zdolni do przekształcania świata niż inni i to powoduje tworzenie się hierarchii między nimi.

Feministki od dawna argumentowały, że spojrzenie prezentowane przez Marxa uprzywilejowuje mężczyzn – tradycyjnie bardziej zaangażowanych w takie przekształcanie świata – niż kobiety, których tradycyjna praca związana z rodzeniem i chowaniem dzieci jest bardziej zbliżona do tego, co robią zwierzęta i mniej szanowana; co oczywiście otwiera drzwi do seksizmu i go „uzasadnia”. To podejście również uprzywilejowuje osoby posiadające sprawne ciała i promuje dyskryminację ze względu na niepełnosprawności. W końcu jest to także kolonialne i rasistowskie, bo stawia wyżej Europejczyków przekształcających środowisko rolnictwem, nad ludność autochtoniczną, która żyje zbierając rośliny i polując. Co znowu ustanawia pewną hierarchię i „uzasadnia” np. kolonizację nowych terenów przez Europejczyków.

W odpowiedzi na marksistowską wizję człowieka, jego dobra i wartości, lewica zaproponowała wizję człowieka jako „ucieleśniony podmiot” (embodied subject), który w subiektywny sposób postrzega otaczający go świat i charakteryzuje się wrażliwością, bo jego ciało podatne jest na zranienie i trzeba na nie uważać. Wydawałoby się, powiada Kymlicka, że wyjście z takiego założenia powinno kierować nas ku trosce o zwierzęta, bo zwierzęta też są ucieleśnionymi podmiotami. Choćby patrząc na feministyczną etykę troski, analiza relacji, dobra, jakie przynoszą, krzywdy przed jaką chronią, powinny prowadzić do wniosku, że takie relacje nie dotyczą tylko ludzi ale także relacji ludzi i zwierząt.

2.2 Na czym polega zmiana społeczna?

Drugą kwestią poruszaną przez Kymlickę jest teoria zmiany społecznej/historycznej. Wracając do Marksa, jego teoria była jednoskładnikowa: wszystko sprowadzał do klasy społecznej. Wszelkie pozostałe podziały i powody dominacji i hierarchii społecznej były według Marksa drugorzędne wobec podziałów klasowych. Przy takiej optyce nie ma sensu zwalczać rasizmu czy seksizmu, bo są to tylko skutki uboczne podziału klasowego. Wraz z usunięciem podziałów klasowych miałyby zniknąć wszelkie inne formy hierarchii i dominacji.

W pewnym momencie feminizm chciał zastąpić podziały klasowe patriarchatem, jako głównym motorem podziałów i nierówności, ale dzisiejszy konsensus jest taki, że nierówności społeczne są powodowane wieloczynnikowo. Co więcej, te różne podziały są od siebie wzajemnie zależne i się wzajemnie wzmacniają (intersekcjonalność), np. podziały klasowe i rasowe.

Również w tym zakresie, podkreśla Kymlicka, wydawałoby się, że absolutnie naturalnym odruchem powinno być wzięcie pod uwagę zwierząt. W końcu dominacja gatunkowa jest kolejnym wymiarem dominacji i jest blisko związana z innymi formami hierarchii. Tak jak podziały klasowe i rasowe wzajemnie się wzmacniają, podziałami rasowymi i gatunkowymi również mają na siebie wzajemny wpływ. Jeśli chcemy zrozumieć proces etnicyzacji, to musimy zrozumieć jak metafory zwierzęce odgrywają rolę w naszym rozumieniu etnicyzacji i jak hierarchie ras i gatunków wzajemnie się zasilają. A mimo to, 99 procent analiz z zakresu intersekcjonalności współcześnie ignoruje temat gatunku.

3. Przełożenie niechęci do praw zwierząt na politykę

To, co szczególnie martwi Kymlickę to polityczne skutki tego wszystkiego. Fakt, że ruch na rzecz praw zwierząt nie został zaakceptowany przez lewicę, przełożył się na jego porażkę. Nie chce też przesadzać i twierdzić, że gdyby lewica podjęła ten temat, to ruch praw zwierząt odniósłby sukces i osiągnęlibyśmy utopię. Tym bardziej, że w erze neoliberalizmu, lewica nie wygrywa. Niemniej płacimy polityczną cenę za to, że lewica jest w zasadzie obojętna na przemoc wobec zwierząt. Co więcej, Kymlicka uważa, że ruch praw zwierząt nie ma szans w przyszłości bez poparcia innych ruchów na rzecz sprawiedliwości społecznej. Jest on zatem zainteresowany sposobami przywrócenia tego ruchu do rodziny ruchów na rzecz sprawiedliwości społecznej.

4. Dlaczego lewica pozostaje obojętna na prawa zwierząt?

4.1 Bo kotlety są smaczne

Jednym z dość cynicznych powodów jest fakt, że wielu ludzi lewicy, podobnie jak większość społeczeństwa korzysta po prostu ze strumienia przyjemności, który jest rezultatem eksploatacji zwierząt. Dla lewicy korzystanie z tego rodzaju przyjemności może oznaczać brak ideologicznej konsekwencji, ale najwyraźniej stając przed wyborem: przyjemność i niekonsekwencja vs wyrzeczenie się tych przyjemności i konsekwencja, lewicowcy wybierają to, co większość. Kymlicka uważa, że jest to w zasadzie główne wyjaśnienie całej sytuacji.
Kymlicka postanawia jednak rozważyć parę innych powodów: być może jest tak, że ludzie na lewicy autentycznie uważają, że poparcie praw zwierząt może stanąć na przeszkodzie moralnym zobowiązaniom, które lewica podejmuje wobec ludzi. Kymlicka styka się z dwoma argumentami, które – jak sądzi – trzeba uważnie ocenić.

4.2 Obawa przed dehumanizacją grup mniejszościowych

Pierwsza sprawa dotyczy dehumanizacji. Jednym z ważnych mechanizmów reprodukowania nierówności jest dehumanizacja grup zdominowanych i znajdujących się w gorszej sytuacji. Dehumanizacja jako termin psychologii społecznej nie oznacza zaprzeczenia, że ktoś należy do gatunku Homo sapiens. Dehumanizacja w tym sensie oznacza raczej zaprzeczenie, że ktoś posiada cechy stanowiące esencję człowieczeństwa, które odróżniają nas od „zwykłych” zwierząt. Są to cechy takie jak inteligencja, cnoty moralne, samokontrola. Zwierzęta zaś są postrzegane jako głupie, impulsywne, okrutne.

Dowiedziono, że etnicyzacja i inne formy podporządkowywania grup ludzkich odbywają się między innymi za pomocą dehumanizacji. Istnieje tendencja do postrzegania tych słabszych grup jako nieposiadających cech, które wyróżniają człowieka pośród zwierząt. Równocześnie zauważa się u tych grup chętniej cechy przypisywane głównie zwierzętom (pozaludzkim), takie jak głupota, impulsywność czy okrucieństwo. [KB: Wystarczy, że do informacji w Polsce np. o np. okrutnym potraktowaniu zwierzęcia czy przemocy domowej doda się narodowość X sprawcy, który nie jest Polakiem, by natychmiast posypały się rasistowskie i ksenofobiczne komentarze. A czym innym jest to niż właśnie stwierdzeniem, że cała grupa X jest okrutna, jakby mniej ludzka, prawda?].

I nie jest to wyłącznie kwestia paskudnego uprzedzenia, bo wiemy, że dehumanizujące poglądy wpływają na zachowanie wobec dehumanizowanych grup. Takie poglądy sprawiają, że uzasadnia się złe traktowanie takich grup – np. dyscyplinowanie, paternalizm. Zatem jednym z podstawowych zadań lewicy jest walka z procesami dehumanizacji. I Kymlicka w pełni się z tym zgadza.
Jak przeciwdziałać dehumanizacji? I co faktycznie działa?

Według Kymlicki lewica dokonała pewnej prognozy: co wzmaga dehumanizację, a co jej przeciwdziała. Zapobiegać dehumanizacji miałoby wyznaczenie ostrej linii podziału między człowiekiem a zwierzęciem i uświęcenie człowieka. Człowiek w tej wizji jest jakościowo różny i nadrzędny wobec zwierząt i zatem nie do pomyślenia jest potraktowanie człowieka tak, jakby był zwierzęciem. Taki podział ma posłużyć jako narzędzie retoryczne do ukazania zła, jakim jest traktowanie grup zewnętrznych/obcych jak zwierzęta. Zatem grupy obce mają korzystać z tak przyjętej strategicznej supremacji naszego gatunku. Za przykład Kymlicka podaje Afroamerykanów, którzy przyjęli tę strategię w politycznej walce o prawa obywatelskie.

Dla Kymlicki taka strategia jest zrozumiała, ale zagadnieniem, które można sprawdzać empirycznie jest: jaki skutek przynosi uświęcenie bariery gatunkowej na procesy dehumanizacji? I okazuje się, że ta strategia nie działa. Badania z zakresu psychologii społecznej wielokrotnie wykazywały, że to ludzie, którzy stawiają najostrzejszą linię podziału między człowiekiem a innymi gatunkami, są znacznie bardziej skłonni do dehumanizowania ludzi należących do obcych grup niż ludzie, tacy jak zwolennicy praw zwierząt, którzy hierarchię między ludźmi a zwierzętami bardziej spłaszczają. Inaczej mówiąc, ci, którzy widzą ludzi i zwierzęta na pewnym kontinuum, są znacznie mniej skłonni do dehumanizowania ludzi z obcych grup.

Kymlicka mówi, że wiele badań na to wskazuje i przytacza przykład, w którym podzielono grupę badanych losowo na dwie grupy. Pierwsza grupa dostała materiały, w których podkreślano supremację naszego gatunku. Druga grupa dostała materiały, w których podkreślano ciągłość cech między człowiekiem a zwierzętami. Następnie obydwie grupy dostały zestaw pytań o ich stosunek do imigrantów, ludności rdzennej, samotnych matek, itp. Okazuje się, że to pierwsza grupa, która czytała o radykalnej różnicy między człowiekiem a zwierzętami, miała większą skłonność do dehumanizacji obcych sobie grup ludzkich.

Zatem oczywiście istotne jest dla lewicy walczyć z dehumanizacją, ale równie istotne jest wiedzieć, co faktycznie dehumanizacji przeciwdziała. Badania wskazują, że rysowanie ostrego podziału między ludźmi a zwierzętami zwiększa dehumanizację, zaś podejście zbieżne z prawami zwierząt pomaga dehumanizacji przeciwdziałać.

4.3 Obawa przed kulturowymi uprzedzeniami wobec grup mniejszościowych. Jak im przeciwdziałać?

Druga kwestia, obok dehumanizacji, to kulturowe uprzedzenia, które będą grały rolę w zastosowaniu praw zwierząt. Z jednej strony zwolennicy praw zwierząt są motywowani bezbronnością zwierząt i tutaj nikt nie ma nic przeciwko. Jednak na lewicy istnieje obawa, że w społeczeństwie podzielonym ze względu na przynależności rasowe, etniczne, walka o prawa zwierząt może prowadzić do negatywnego wyróżnienia mniejszości. Jeśli prawa zwierząt zostaną ujęte w agendzie politycznej, mogą zostać wykorzystane w tendencyjny sposób jako kij do bicia mniejszości, jako „dowód”, że mają one wsteczne poglądy i są niecywilizowane [KB: brzmi znajomo, kiedy wspomnę sobie na przykład hasła dotyczące uboju rytualnego].

I takie podejście ma rzeczywiście długą historię. Wystarczy spojrzeć na podejście Europejczyków w erze kolonializmu, uzasadnianie twierdzenia, że ludzie z Europy są cywilizowani, a ludzie z krajów rozwijających się są wsteczni i potrzebują kurateli Europejczyków. Czym takie poglądy uzasadniano? Oceną nieeuropejskich grup pod kątem traktowania kobiet i zwierząt. Nie jest to tylko zjawisko historyczne, bo widzimy to też dzisiaj. Kiedy temat dobrostanu zwierząt wchodzi na polityczną agendę i wzbudza zainteresowanie mediów, często widzimy, że celem stają się mniejszości. Nieproporcjonalnie dużo czasu i energii poświęca się traktowaniu zwierząt przez mniejszości (np. ubój halal, ubój rytualny u Żydów, połów wielorybów czy polowanie na foki przez ludy rdzenne w Kanadzie, składanie ofiar ze zwierząt przez wyznawców santerii, obcinanie płetw rekinom na tradycyjną zupę w Chinach).

I takie sprawy stają się intensywnie analizowanym i dyskutowanym przez media tematem chociaż de facto stanowią niewielki ułamek liczby zwierząt eksploatowanych przez nasze społeczeństwa w ramach zinstytucjonalizowanej przemysłowej hodowli czy eksperymentów na zwierzętach, czego dopuszcza się grupa dominująca.

Działania większości pozostają jednak mało omawiane, a skupianie się na mniejszościach nierzadko jest celowe. Na przykład w Europie, prawicowe antyimigranckie ugrupowania, które nigdy palcem nie ruszyły, żeby pomóc zwierzętom, nagle stają się bojownikami o prawa zwierząt: wykorzystują temat instrumentalnie, żeby dołożyć muzułmanom z powodu uboju halal. Mamy zatem partie prawicowe, które zajmują się tematem dobrostanu zwierząt po to, żeby zakazać uboju rytualnego. Zwierzęta zupełnie ich nie interesują. To rzekome poparcie zwierząt jest nieszczere. Chcą po prostu uprzykrzyć życie muzułmanom [KB: w Polsce niejeden antysemita zajadając kotlety cieszy się na myśl, że ubój rytualny zostanie zakazany].

Kymlicka podkreśla, że powinniśmy spodziewać się takiego obrotu spraw: wdrażania kwestii dobrostanowych z pozycji uprzedzenia kulturowego. Co możemy z tym zrobić? Odpowiedzią lewicy jest: nie zajmujmy się tematem zwierząt, bo to prowadzi do takiej politycznej mobilizacji, która powoduje dyskryminację mniejszości, wzmaga np. głosy, że muzułmanie nie pasują tutaj [krajach Zachodu].

Kymlicka zwraca jednak uwagę, że taka sama sprawa ma miejsce w odniesieniu do praw kobiet. Często tym tematem celuje się w mniejszości. Znowu, partie prawicowe, które są często bardzo patriarchalne, nagle stają się bojownikami o prawa kobiet, bo chcą dołożyć muzułmanom w kontekście prawa religijnego. Widzimy zatem, że instrumentalizacja pewnej kwestii społecznej występuje zarówno w przypadku praw kobiet jak i praw/dobrostanu zwierząt, kiedy grupa większościowa chce dołożyć grupie mniejszościowej. Niemniej, kiedy dzieje się to w związku z prawami kobiet, lewica nie mówi: przestańmy mówić o prawach kobiet. Lewica mówi: ponieważ zdajemy sobie sprawę z uprzedzeń kulturowych, będziemy zwracać szczególną uwagę na to w jaki sposób podchodzimy do tematu praw kobiet. Będziemy mówić o tym wspólnie z przedstawicielami mniejszości i jeśli będziemy podważać praktyki mniejszości, to będziemy równocześnie przyglądać się praktykom większości. Jest to forma multikulturowego lub postkolonialnego feminizmu.

Kymlicka mówi, że wszystkie lekcje, których lewica nauczyła się w związku z prawami kobiet, można by wykorzystać w walce o prawa zwierząt. Lewica tego nie zrobiła, bo jest wobec praw zwierząt obojętna.

Status quo ugruntowuje uprzedzenia kulturowe: potrzebne cierpienie zwierząt (dla większości) i niepotrzebne cierpienie zwierząt (dla mniejszości)

Kymlicka uważa, że jest to wybór nie tylko arbitralny, ale także przewrotny i kontrproduktywny. Bo jeśli przeszkadza nam kulturowe uprzedzenie towarzyszące upolitycznianiu kwestii dobrostanu zwierząt, to powinniśmy przyjrzeć się temu, co umożliwia wyłonienie się tych uprzedzeń. Jest nim status quo: nie prawa zwierząt, ale społeczne przyzwolenie na wykorzystywanie zwierząt pod warunkiem, że zwierzętom nie zadaje się niepotrzebnego cierpienia i unika się okrucieństwa. A co to znaczy w praktyce? Zastanówmy się: przecież większość krzywdy jaką zadajemy zwierzętom jest niepotrzebna. Możemy żyć zdrowo na diecie roślinnej, zatem niepotrzebne jest całe cierpienie jakie zadajemy zwierzętom na fermach przemysłowych i wszelkich innych miejscach, gdzie hoduje się zwierzęta dla pozyskania żywności. Nie musimy chodzić do zoo czy cyrku, więc tutaj też cierpienie jest niepotrzebne. Całe to cierpienie jest niepotrzebne, bo możemy żyć nie wykorzystując zwierząt. Ale prawo nie ma na celu powstrzymać nas przed używaniem zwierząt do produkcji mięsa. Więc prawo nie jest tworzone by zapobiec temu zbędnemu cierpieniu.

Powstaje zatem pytanie: w jakim sensie prawo ma zapobiegać niepotrzebnemu cierpieniu? Sprowadza się to do tego, że prawo zabrania takiego zadawania cierpienia, które sprawia dyskomfort większości. Innymi słowy, prawo nie zabrania zadawania cierpienia, które zatrzymałoby strumień przyjemności, z którego korzysta większość.

Zatem, na przykład, większość w naszym społeczeństwie lubi jeść świnie, więc cierpienie, jakie im zadajemy nie jest niepotrzebne ani okrutne, bo przyczynia się do powstania strumienia przyjemności. Natomiast większość nie je psów (niektóre mniejszości to robią), zatem większość postrzega jedzenie psów jako wymagające niepotrzebnego cierpienia/okrucieństwa.

I tutaj dochodzimy do kulturowego uprzedzenia, bo nie ma żadnej różnicy między tymi zwierzętami (świniami i psami), która usprawiedliwiałaby moralnie krzywdzenie jednych i uzasadniała potępienie krzywdzenia tylko tych drugich. To obecna struktura przepisów prawnych zachęca, czy wręcz czyni nieuniknionym, istnienie kulturowych uprzedzeń. Obecna struktura prawa zapewnia większości postrzeganie zadawanego w jej imieniu cierpienia jako cierpienia potrzebnego i równocześnie zapewnia większości postrzeganie cierpienia zadawanego tylko w imieniu mniejszości jako niepotrzebnego i okrutnego. Obecne prawo nie tylko pozwala na kulturowe uprzedzenie, ale gwarantuje jego istnienie!

Z kolei gdybyśmy mieli polityczną agendę praw zwierząt, to dawałaby ona dużo mniejsze pole do rozwoju kulturowych uprzedzeń, bo legalność definiowano by w kontekście praw zwierząt, nie w kontekście wrażliwości czy dyskomfortu większości. Oczywiście w takiej sytuacji mniejszość byłaby zmuszona do uzasadnienia moralnego jedzenia psów ale na takiej samej zasadzie, jak większość byłaby zmuszona do moralnego uzasadnienia jedzenia świń.

Jeśli chcemy podważyć te uprzedzenia kulturowe potrzebujemy ram prawnych, które nie będą uprzywilejowywać większości, jej wrażliwości i praktyk. Potrzebujemy prawa, w ramach którego wszystkie grupy będą wezwane do uzasadniania swoich praktyk wobec zwierząt zgodnie z prawami zwierząt.

5. Jak włączyć prawa zwierząt do rodziny ruchów na rzecz sprawiedliwości społecznej

Podsumowując, Kymlicka nie widzi żadnych filozoficznych podstaw, które zmuszałyby lewicę do porzucenia/zignorowania praw zwierząt. Ani politycznych czy strategicznych przyczyn. Stoi więc przed nami podstawowe zadanie: włączenia ruchu na rzecz praw zwierząt do rodziny ruchów na rzecz sprawiedliwości społecznej. Gdybyśmy prawa zwierząt wzięli na poważnie, otworzyłoby się przed nami wiele możliwości współpracy.

Parę przykładów: kwestia rasy i gatunku. W zachodnich krajach istnieją duże dotacje do produkcji mleka i wymóg promocji nabiału w publicznych instytucjach (szkołach, więzieniach, szpitalach), podczas gdy wiele osób afrykańskiego pochodzenia ma nietolerancję na laktozę. Potem mamy plagę otyłości i cukrzycy wśród tej mniejszości. Można powiedzieć, że taka forma promocji nabiału jest formą rasowej dyskryminacji. Skupienie się na roślinnych alternatywach byłoby formą zaradzenia tej dyskryminacji.

Pattrice Jones, działaczka na rzecz praw osób homoseksualnych i prowadząca sanktuarium dla zwierząt walczy przeciwko ideologii przymusu heteroseksualności. Kymlicka podkreśla: spójrzmy na fermy przemysłowe, na ogrody zoologiczne – to są też przykłady przymusu heteroseksualności. Z punktu widzenia Pattrice Jones istnieje niewątpliwa ciągłość w walce o prawa gejów i lesbijek i o prawa zwierząt.

Debata jaką mamy od 40 lat w ruchu praw zwierząt jest debatą na temat statusu moralnego, wartości wewnętrznej, co jest istotną sprawą, tym bardziej, że – jak Kymlicka wcześniej opisał – lewica doszła w końcu do wniosku, że to, co wartościowe w człowieku to bycie ucieleśnionym podmiotem (i to jest istotne także u zwierząt). Kymlicka sugeruje, że powinniśmy mieć także debatę na temat członkostwa zwierząt, w szczególności zwierząt udomowionych. Powinniśmy myśleć o zwierzętach nie tylko jako o ucieleśnionych podmiotach godnych szacunku, ale też jako o członkach naszego społeczeństwa. Sprawiliśmy, że stali się członkami społeczeństwa, bo tym w istocie jest udomowienie: wyrwaniem z naturalnego środowiska i przysposobieniem do życia w naszym społeczeństwie, na bardzo niesprawiedliwych warunkach.

Powinniśmy uznać, że skoro uczyniliśmy je członkami społeczeństwa, należą im się prawa członkowskie. W ludzkich warunkach narzędziem jest obywatelstwo. Takie podejście otwiera nowe ścieżki współpracy z innymi ruchami na rzecz sprawiedliwości społecznej, bo wszystkie sprowadzają się do walki o równe prawa obywatelskie. Chodzi o zastępowanie relacji opartych na przymusie i paternalizmie relacjami opartymi na zgodzie, autonomii, zaufaniu, partnerstwie, udziale w kształtowaniu życia własnego wszystkich członków takiej wspólnoty.

Słowniczek

etnicyzacja (ang. racialization lub ethnicization)– w socjologii przypisywanie tożsamości etnicznej/rasowej do np. jakiejś praktyki/zachowania/zwyczaju (zazwyczaj dokonuje tego grupa dominująca wobec grupy mniejszościowej postrzeganej jako „z natury” posiadającej pewne cechy, zachowania)

grupa własna/grupa obca (ang. ingroup/outgroup) – grupa do której należę vs grupa, do której nie należę, np. Polacy vs obcokrajowcy

intersekcjonalność (ang. intersectionality, od ang. intersection – skrzyżowanie) – zjawisko krzyżowania się ze sobą, nakładania i zazębiania różnych kategorii społecznych, wzmacniających dyskryminację grup i jednostek, np. płci konstruowanej społecznie, etniczności, rasy, klasy, orientacji seksualnej, narodowości, wieku, religii, czy niepełnosprawności

Oglądaj dalej:

Wykład Willa Kymlicki “Animals and Social Justice” po angielsku